Nadal nie wiadomo, w jaki sposób wirus ptasiej grypy zaatakował tak oddalone od siebie regiony, jak Lubelszczyzna i Zachodniopomorskie. Epidemia się jednak rozwija, Polska traci kolejne rynki eksportowe, a Czesi wprowadzili właśnie drobiazgowe kontrole żywego drobiu z Polski. Sęk w tym, że w ubiegłym roku kupili go jedynie 17 ton – mniej niż... Pakistan.

Czytaj także: Kolejny cios w rolnictwo: wróciła ptasia grypa
Wirus skacze po Polsce
Tuż przed wysłaniem tego numeru „Rzeczpospolitej" do druku potwierdzono najnowsze ognisko grypy u gęsi reprodukcyjnych w Wielkopolsce. Wirus ptasiej grypy nie jest groźny dla ludzi – ale w stadach kur i indyków robi spustoszenie. Wykrycie jednego chorego zwierzęcia powoduje konieczność wybicia całego stada. Na szczęście to choroba zwalczana z urzędu, hodowcy dostają odszkodowania. Z tego samego powodu nie mogą się jednak przed nią ubezpieczyć. – Hodowca drobiu, po oszacowaniu strat, otrzyma odszkodowanie za utracone ptactwo, pasze oraz działania, w wyniku których poniósł szkody finansowe – mówi dr Maciej Prost, wojewódzki lekarz weterynarii z Pomorza Zachodniego.
W weekend służby utylizowały tam liczące ponad 22 tys. sztuk stado indyków w Rościnie. To niespodzianka, bo ogniska wystąpiły najpierw wśród wielkich stad na Lubelszczyźnie, a następnie wybito 65 tys. kur niosek w Wielkopolsce. Łącznie padło już ponad 200 tys. ptaków.