Przyznał, że rolnicy się nie ubezpieczają z 3 powodów. - Ze świadomością konieczności ubezpieczania jest różnie, bo wcześniej nie było tradycji ubezpieczania się. Po drugie rolnicy powtarzają, że towarzystwa ubezpieczeniowe są sprawne w momencie pobierania składek, ale gorzej z wypłatami. Trzeci problem to wysokość składek. Towarzystwa ubezpieczeniowe chętnie od różnych ryzyk ubezpieczą, natomiast od suszy i przymrozków już niechętnie, więc to musi być drogie – wyliczył.
Przypomniał, że rząd od wielu lat prowadzi akcję dofinansowania składek. - W tej chwili to już jest 65 proc., ale ciągle jest problem nieopłacalności ubezpieczenia dla obu stron – zaznaczył.
- Wyjściem, jest to bardzo niepopularna teza wśród rolników i polityków, mógłby być obowiązek powszechnego ubezpieczenia od szkód rolniczych. Wtedy ryzyko rozkładałoby się na większą ilość osób – dodał.
Kowalski zaznaczył, że warzyw nie powinno brakować, natomiast mało jest nowalijek i są droższe.
- Jeżeli nie wystąpi susza, czy katastrofalne opady to nie powinien to być dla produkcji roślinnej rok, który rolnicy przez lata będą wspominali jako zły – tłumaczył.
Przyznał, że niektórzy na nieurodzaju mogą zyskać, natomiast nie jest to do końca pewne. - Przy gospodarce zamkniętej tak było. W tej chwili bardzo podobny produkt można sprowadzić. Mówi się, że polskie truskawki smakują najlepiej, to jak nie ma tego, co się lubi, to też te z Hiszpanii mogą smakować. Można też zamiast truskawek kupić inne owoce – tłumaczył.