Chociaż w Sejmie można usłyszeć, że kolejna ustawa o sądownictwie to po prostu następny odcinek serialu toczącego się od 2015 r., to tym razem różnica polega na tym, że obóz prezydencki jest bliski retorycznie temu, co mówi i robi PiS oraz Solidarna Polska. To zasadnicza zmiana wobec 2017 r. Prezydent chyba najmocniej z całego obozu Zjednoczonej Prawicy uderza w sądy i sędziów. To sprawia, że przed startem kampanii prezydenckiej zbiera punkty w twardym elektoracie. PiS swoimi działaniami również tak robi. Kurs umiarkowany to przede wszystkim domena KPRM. Premier Mateusz Morawiecki stawia na takie tematy jak bezpieczeństwo w ruchu drogowym, co zresztą zostało zapowiedziane w exposé. Ale w centrum dyskusji jest teraz coś innego – sądy i wymiar sprawiedliwości.
Najpewniej stratedzy PiS uznali, że być może kontynuacja tylko i wyłącznie kursu z kampanii wyborczej może być niebezpieczna. Że twardy elektorat musi też czuć, że PiS się nie różni tak bardzo od partii, która przejmowała władzę w 2015 r. Politycy obozu władzy są też autentycznie przekonani, że bez ustawy o sędziach ryzyko chaosu w wymiarze sprawiedliwości byłoby bardzo duże. I to w przyszłym roku, na samym starcie kampanii prezydenckiej. To kolejna wersja gry na wielu politycznych fortepianach. W którym PiS wysyła za pomocą różnych ośrodków różne komunikaty do swoich zróżnicowanych wyborców. Takim komunikatem są też zresztą zmiany w ustawie sądowej wobec jej pierwotnej wersji.
Przeczytaj także: Parlamentarny walec znowu ruszył
To wszystko doprowadziło do obecnej sytuacji. Prezydent Andrzej Duda będzie być może mógł liczyć po podpisaniu ustawy na przychylność i mobilizację własnych „rdzeniowych" wyborców. To jedna, ale niejedyna konsekwencja toczącego się właśnie sporu. Drugą można było usłyszeć w czwartek w Sejmie. Politycy PSL, PO i Lewicy zgodnie krytykowali projekt PiS. I chociaż ludowcy starają się wychodzić z własnymi propozycjami – jak okrągły stół w sprawie sądownictwa – to w sprawie samej ustawy opozycji nic nie różni.
PiS w ten sposób „skleja” całą opozycję ze sobą. I to na osi, która jest w obozie władzy uznawana za bardzo wygodną, a przede wszystkim dobrze przećwiczona przez ostatnie lata.