Potwór Rosja

Dzisiejsza Rosja stanowi poważne zagrożenie dla cywilizowanego świata. Kiedy skończy się pobłażliwość Zachodu dla jej bezeceństw? – pyta Marek Magierowski, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 12.08.2008 22:04 Publikacja: 12.08.2008 16:59

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Decyzja prezydenta Miedwiediewa o zakończeniu operacji w Gruzji nie przekreśla faktu, że w ostatnich dniach w geopolityce coś się zmieniło. Wydarzenia w Cchinwali, Gori, Poti, w wąwozie kodorskim pokazują, z jaką łatwością świat może dziś stanąć na skraju zbrojnego starcia na ogromną skalę.

Czy to już nowa zimna wojna? – takie pytanie zadawali sobie w ostatnich miesiącach politycy, analitycy i publicyści za każdym razem, gdy między Rosją a światem Zachodu dochodziło do ostrego konfliktu dyplomatycznego.

Sporom o status Kosowa, o rozmieszczenie baz tarczy antyrakietowej, o gazociąg północny towarzyszyła ze strony Kremla retoryka znana z czasów Nikity Chruszczowa i Leonida Breżniewa. Na werbalnych pogróżkach się jednak nie kończy. Wydatki na cele militarne w 2007 roku wyniosły w Rosji 31 miliardów dolarów, dokładnie sześć razy więcej w 2002 roku.

W ostatnich trzech latach budżet wojskowy rósł odpowiednio o 22, 27 i 30 proc. – rok do roku. Rosjanie wznowili loty patrolowe nad Atlantykiem i zaczęli przebąkiwać o powrocie swoich baz na Kubę. W kwietniu zeszłego roku zwodowali „Jurija Dołgorukiego”, pierwszy okręt podwodny z rakietami balistycznymi na pokładzie zbudowany po upadku Związku Sowieckiego (w planach – kolejnych 12 jednostek tej klasy). Bombowce Tu-160 zostały zaś wyposażone w technologię stealth. W obu przypadkach mamy do czynienia z bronią ofensywną wymagającą ogromnych nakładów finansowych.

Kreml szybko się uczy sztuki prowadzenia wojny propagandowej. Rosyjscy przywódcy mówią o „gruzińskim ludobójstwie”, „agresorach z Tbilisi” i własnej „interwencji humanitarnej”

Czy Rosja wydaje miliardy dolarów na nowoczesne systemy uzbrojenia po to, by chronić swych granic przed agresorem? Odpowiedź jest jasna – nie. Czy zatem nowa zimna wojna jest faktem? Jeżeli ktoś jeszcze miał co do tego wątpliwości, brutalna operacja rosyjskiej armii w Gruzji powinna je skutecznie rozwiać.

Rosjanie wiedzą, kto jest ich głównym wrogiem we współczesnym świecie, i nigdy tego nie kryli. Dziś wyraźnie testują odporność Stanów Zjednoczonych na zaczepki: wkraczają na terytorium Gruzji i czekają na reakcję Waszyngtonu. Sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć. Przypomina to jako żywo kryzys rakietowy jesienią 1962 r., gdy Sowieci tak mocno naciągnęli strunę, że omal nie doszło do globalnego Armagedonu. Podobnie jak w przypadku inwazji na Gruzję, kłamali wówczas bez mrugnięcia oka, manipulując opinią publiczną.

Paradoksalnie Rosjanie mają obecnie dużo silniejszą pozycję niż w czasie kubańskiego spięcia. 46 lat temu militarna, gospodarcza, technologiczna, a także moralna przewaga USA nad Związkiem Sowieckim była gigantyczna. Dziś Ameryka jest zaangażowana w dwa ciężkie konflikty: w Iraku i Afganistanie, boryka się z krachem na rynkach finansowych i z astronomicznymi cenami ropy, a koncerny z Detroit i Seattle są w dużo gorszej kondycji niż rosyjskie giganty surowcowe buszujące na wszystkich kontynentach.

W dodatku wizerunek USA w społeczeństwach Zachodu znacznie się pogorszył, trudno więc mówić o pojedynku dobra ze złem. Jakie wrażenie na Niemcach czy Hiszpanach mogą zrobić informacje o rosyjskich nalotach na domy mieszkalne w Gori, skoro „Amerykanie też zabijali cywilów w Bagdadzie i Faludży”.

Atak na Gruzję i próba skompromitowania Micheila Saakaszwilego (bo tak chyba trzeba nazwać tę operację) ukazuje oblicze Rosji, które dla nas, mieszkańców krajów byłego bloku sowieckiego, jest znane aż za dobrze. Jednak dla elit zachodniej Europy ta brutalność, arogancja i pycha Rosjan to bez wątpienia niemiła niespodzianka. Maska nowoczesnej, cywilizowanej Rosji opadła. Prezydentowi Miedwiediewowi będzie teraz bardzo trudno przywdziać ją na nowo.

To niejedyna lekcja płynąca z gruzińskiego konfliktu. Przyjrzyjmy się kilku kolejnym:

1. Dmitrij Miedwiediew ma na pewno milszą fizjonomię i lepiej dobiera krawaty niż poprzednik, jednak nadzieje na to, że za jego rządów Rosja wkroczy na ścieżkę wiodącą ku liberalnej demokracji, nadzieje wyrażane entuzjastycznie m.in. przez niemieckich polityków, więdną z dnia na dzień. Od początku kaukaskiej wojny premier i prezydent Rosji niemal prześcigali się w obraźliwych atakach na Gruzinów. W ostatnich dniach otrzymaliśmy ostateczny dowód, że Rosja Miedwiediewa jest nadal Rosją Putina.

2. Przez wiele lat rosyjska armia była uznawana przez Zachód za zdemoralizowaną, wyposażoną w przestarzały sprzęt, przeżartą diedowszczyną (rosyjską odmianą fali). Innymi słowy: buńczuczną, ale niegroźną. Symbolem upadku rosyjskich sił zbrojnych była tragedia „Kurska” i widok rdzewiejących okrętów podwodnych gdzieś na dalekiej północy, obraz pokazywany po wielekroć w reportażach zachodnich telewizji. Sprawnie przeprowadzona operacja w Gruzji wskazuje, że tamte czasy już minęły. „Rosja nie jest potęgą, ale nie jest już także militarnym kaleką” – piszą analitycy Stratforu, znanej firmy zajmującej się oceną współczesnych zagrożeń na świecie. Ich zdaniem „Moskwa pokazała, że rosyjskie siły zbrojne wyszły już z dołka lat 90.”.

3. Kreml szybko uczy się sztuki prowadzenia wojny propagandowej. Rosyjscy przywódcy jak mantrę powtarzali przez ostatni tydzień sformułowania o „gruzińskim ludobójstwie”, „agresorach z Tbilisi” i „interwencji humanitarnej”. Jedna z pierwszych informacji, jaka pojawiła się w agencjach, dotyczyła szpitala zbombardowanego przez gruzińskie samoloty. A angielskojęzyczny kanał Russia Today pokazywał do znudzenia zdjęcia (często drastyczne) ofiar „reżimu Saakaszwilego”. W piątek, pierwszego dnia walk, sześciokrotnie (sic!) nadał półgodzinny reportaż o Gruzji, przedstawiający prezydenta tego kraju w bardzo negatywnym świetle.

4. Rosja nie liczy się z nikim i z niczym. Grozi, poucza i obrzuca inwektywami wszystkich zagranicznych polityków i dziennikarzy, którzy mają inne zdanie na temat wojny w Gruzji niż premier Putin. Najważniejsze stanowiska w rosyjskiej dyplomacji zajmują dziś twardogłowi: Witalij Czurkin, ambasador przy ONZ, Dmitrij Rogozin, ambasador przy NATO (przyjaciel Ratko Mladicia, znany ze swoich rasistowskich poglądów), Aleksiej Masłow, do niedawna szef sił lądowych, który trafił właśnie do Brukseli jako attaché wojskowy.

Według korespondentki Voice of America podczas sobotniego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Czurkin pokłócił się z ambasadorem USA Zalmayem Khalilzadem (– Już udzieliłem panu odpowiedzi. Nie słyszał pan? Może wypadła panu słuchawka z ucha? – pytał w pewnym momencie). Krótko mówiąc, wszelkie próby dyplomatycznych rokowań z Rosją w jakiejkolwiek sprawie mają nikły sens. Kreml bowiem inaczej rozumie dyplomację niż państwa Zachodu.

Podsumowując: Rosja potwierdziła swoim postępowaniem wobec Gruzji, że jej neoimperialna polityka nie jest wyłącznie figurą stylistyczną, lecz realnym zagrożeniem dla cywilizowanego świata. Propozycja Johna McCaina, republikańskiego kandydata na prezydenta USA, by wykluczyć Rosję z G8 już nie wydaje się taka radykalna jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej.

Państwo, które łamie wolność słowa, prześladuje partie opozycyjne i organizacje pozarządowe, wysyła biznesmenów do łagrów, oszukuje zagranicznych inwestorów, stosuje szantaż gazowy i bombarduje swoich sąsiadów, nie powinno liczyć na pobłażliwość Zachodu i być traktowane na arenie międzynarodowej jak „strategiczny partner”.

+ skomentuj na blogu

Decyzja prezydenta Miedwiediewa o zakończeniu operacji w Gruzji nie przekreśla faktu, że w ostatnich dniach w geopolityce coś się zmieniło. Wydarzenia w Cchinwali, Gori, Poti, w wąwozie kodorskim pokazują, z jaką łatwością świat może dziś stanąć na skraju zbrojnego starcia na ogromną skalę.

Czy to już nowa zimna wojna? – takie pytanie zadawali sobie w ostatnich miesiącach politycy, analitycy i publicyści za każdym razem, gdy między Rosją a światem Zachodu dochodziło do ostrego konfliktu dyplomatycznego.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości