Były prezydent Perwez Muszarraf, który przejął władzę w drodze wojskowego puczu, był tak niepopularny, że talibowie i al Kaida zdobywali poparcie nie tylko wśród zwykłych obywateli, ale nawet wśród przedstawicieli pakistańskich służb bezpieczeństwa czy wojska. Dlatego zdaniem ekspertów nie mógł wygrać wojny z ekstremistami.
Wszystko miało się zmienić po demokratycznych wyborach. Nowy prezydent Asif Ali Zardari zapowiadał, że do powstrzymania terroru konie- czny jest dialog. Deklarował gotowość do rozmów z ekstremistami, pod warunkiem że złożą broń. Chciał budować drogi, szkoły i szpitale na terenach plemiennych przy granicy z Afganistanem, które są bastionem ekstremizmu, aby przechylić sympatię mieszkańców na stronę władz w Islamabadzie. Służby bezpieczeństwa miały używać siły tylko wobec islamistów walczących z bronią w ręku. Zardari jeszcze w dniu zamachu ostro krytykował w parlamencie Amerykanów walczących z talibami w Afganistanie za zapuszczanie się na terytorium Pakistanu. Miało to zjednać rządowi sympatię społeczeństwa, w którym antyamerykańskie nastroje są bardzo silne, i przekonać radykałów, że Pakistan nie chodzi na pasku USA. Mimo to w dzień inauguracyjnego przemówienia w parlamencie i zaledwie dwa tygodnie po przejęciu władzy przez nowego prezydenta ekstremiści przeprowadzili zamach w samym sercu stolicy. Chociaż od początku 2007 roku w Pakistanie doszło do ponad 300 samobójczych zamachów, ten ostatni należy traktować jako bardzo poważne ostrzeżenie. Ekstremiści pokazali, że są zdolni uderzyć praktycznie wszędzie, a rząd wbrew przechwałkom nie kontroluje sytuacji. Atakując hotel, gdzie zatrzymują się zagraniczni goście, islamiści dali też do zrozumienia, że nie pójdą na żaden kompromis. Ich cele to uderzenie w fundamenty państwa, zniszczenie sojuszu z Zachodem, wywołanie kryzysu gospodarczego i przejęcie władzy. Od początku roku pakistańska rupia straciła już na wartości ponad 20 proc. względem dolara, a strach przed zamachami może powstrzymać napływ zagranicznych inwestycji.
Aby wygrać z talibami i al Kaidą, prezydent Zardari musi zdobyć poparcie zwykłych Pakistańczyków. Oficjalnie będzie się więc coraz bardziej dystansował wobec USA. W rzeczywistości zasady współpracy z Ameryką się nie zmienią. Przemysł zbrojeniowy i firmy związane z wojskiem zasilane przez amerykańskie pieniądze są bowiem największym pracodawcą i wytwórcą pakistańskiego dochodu narodowego. (Nieprzypadkowo kilka miesięcy temu zamachowcy zdetonowali dwie bomby przed fabryką zbrojeniową, zabijając 67 osób). Jeśli jednak prezydent zainwestuje większą część wypracowanego w ten sposób dochodu w regionach, gdzie grasują ekstremiści, ich pokonanie będzie łatwiejsze.
Skomentuj na blog.rp.pl