Nic nie uratuje laburzystów

Brytyjczycy są już Partią Pracy znużeni. W tej chwili nie kierują się ideologią, tylko wrażeniem, jakie robi na nich przywódca. A szef konserwatystów David Cameron daje poczucie świeżości – przekonuje brytyjski historyk i politolog Martin Farr w rozmowie z Wojciechem Lorenzem

Publikacja: 01.10.2008 15:39

Gordon Brown

Gordon Brown

Foto: AFP

Kadencja premiera Gordona Browna zaczęła się od próby zamachów w Londynie, a potem – jak u Hitchcocka – było coraz straszniej: instytucje państwowe gubiły dane milionów Brytyjczyków, zbankrutował pierwszy od 150 lat bank, a kiedy Brown się szykował do ogłoszenia wcześniejszych wyborów, okazało się, że konserwatyści mają taką przewagę, iż musiał przełknąć upokorzenie i zmienić zdanie. Nic więc dziwnego, że ma tak niskie poparcie jak Neville Chamberlain, który w 1938 w Monachium zawarł układ z Hitlerem.

Gordon Brown to jeden z najbardziej pechowych premierów w brytyjskiej historii. Margaret Thatcher miała wiele zalet, ale to, że przez lata mogła liczyć na spore poparcie, zawdzięczała w dużej mierze szczęściu. Co chwilę zdarzało się coś, co pozwalało jej pokazać się z jak najlepszej strony. Brown takiego szczęścia dotąd nie miał. To zabrzmi cynicznie, ale pierwszy raz szczęście uśmiechnęło się do niego właśnie teraz, kiedy świat stanął w obliczu kryzysu finansowego. Na zeszłotygodniowej konwencji Partii Pracy premier, który przez dziesięć lat był kanclerzem skarbu, mógł się pokazać jako doświadczony mąż stanu, opoka, na której można się oprzeć w trudnych czasach. Miał rację, że w tej sytuacji nie ma lepszego kandydata na lidera partii i że jest to najgorszy moment na oddawanie władzy w niedoświadczone ręce. Oczywiście była to aluzja pod adresem młodszego od niego Davida Camerona stojącego na czele Partii Konserwatywnej. Ale przede wszystkim chodziło o stłumienie rodzącego się w jego partii buntu i utemperowanie chętnych do przejęcia władzy. Słowa Browna były skierowane np. do szefa MSZ Davida Milibanda, który w lecie napisał artykuł powszechnie odczytywany jako manifest kandydata na przyszłego premiera.

I rodzący się bunt udało się stłumić?

Tak, ale zapewne nie na długo. Dalsze losy Browna zależą od tego, jak Partia Pracy wypadnie w majowych wyborach uzupełniających i przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Brown chwilowo umocnił swoją pozycję dzięki dobremu wystąpieniu na zeszłotygodniowej konwencji. Laburzyści zaprezentowali się jako zwarte ugrupowanie. Ale proszę popatrzeć, w jaki sposób nagłośniono odejście z rządu popularnej minister transportu Ruth Kelly. Już dawno mówiła premierowi, że będzie chciała zrezygnować, aby więcej czasu poświęcić rodzinie. Ale przeciwnicy Browna ujawnili informację o jej odejściu tuż przed konwencją, sugerując, że odchodzi na znak protestu. Wielu członków partii najchętniej pozbyłoby się Browna; problem w tym, że jego przeciwnicy nie mają odpowiedniego kandydata na jego miejsce. Z sondaży wynika, że żaden z potencjalnych następców nie zdobyłby dla Partii Pracy dużo większego poparcia.

Przywódca konserwatystów David Cameron w związku z sugestią, że jest niedoświadczonym politykiem, przypomniał, że to Brown doprowadził do największego deficytu budżetowego w krajach rozwiniętych i że to za jego kadencji doszło do upadku banku Northern Rock, co było pierwszym takim przypadkiem w Wielkiej Brytanii od 150 lat.

Na każdego ministra finansów można znaleźć haka. Ale bez wątpienia w powszechnym odczuciu Brown był jednym z najlepszych ministrów finansów w historii – a już na pewno w historii Partii Pracy. Przez dziesięć lat, kiedy pilnował finansów, Wielka Brytania przeżywała bezprecedensowy wzrost gospodarczy. Jest pierwszym laburzystowskim ministrem skarbu, który nie kończył kadencji w kryzysie ekonomicznym.

Brown uchodzi za polityka, który jest bardziej na lewo od swojego poprzednika Tony’ego Blaira. Jak będzie sobie radził z kryzysem? Czy jego słowa, że „nowe czasy wymagają nowych rozwiązań” oznaczają powrót do ręcznego sterowania gospodarką?

Wielu laburzystów miało nadzieję, że pod rządami Browna Partia Pracy stanie się bardziej lewicowa. Ale Brown jest przecież jednym z twórców tzw. trzeciej drogi, czyli połączenia sprawiedliwości społecznej z gospodarką liberalną. Mówi więc, że rynki się skompromitowały i trzeba wprowadzić nowe rozwiązania, ale – moim zdaniem – to tylko retoryka. Chce po prostu pokazać, że podziela oburzenie zwykłych ludzi, że jest politykiem, który ma wysoki poziom empatii. Doskonale jednak wie, że polityczne konsekwencje powrotu do nacjonalizacji byłyby katastrofalne dla niego i dla każdego innego przywódcy Partii Pracy, która swój sukces zbudowała na odejściu od tradycyjnego wizerunku ugrupowania niekompetentnego w dziedzinie gospodarczej.

Laburzyści zapowiadali całkowite przeobrażenie społeczeństwa klasowego. Udało im się?

Zakaz polowań na lisy czy częściowa zmiana zasad zasiadania w Izbie Lordów to zmiany kosmetyczne. Nie zmieniły społeczeństwa, a laburzyści się jedynie podłożyli i dali pretekst do ataków na siebie. Ale i tak największym błędem z politycznego punktu widzenia była decyzja o wysłaniu wojsk do Iraku. Od tego momentu zaczął się katastrofalny spadek notowań.

Przecież Gordon Brown ogłosił, że wycofa wojska. Dlaczego nie zyskał tym poparcia?

Bo zrobił to w fatalnym stylu. Aby ogłosić wycofanie wojsk, pojechał do Iraku dokładnie wtedy, kiedy Partia Konserwatywna urządzała swoją konwencję. Zostało to odebrane jako tania zagrywka. Brytyjczycy nie lubią, gdy powszechnie szanowaną armię wykorzystuje się do celów propagandowych. Poza tym okazało się, że wojska, których powrót Brown ogłosił, i tak miały wrócić zgodnie z wcześniejszymi planami. Na dodatek Browna oskarżono o to, że odpowiada za śmierć części naszych żołnierzy. Wojsko nie miało odpowiedniego sprzętu (np. wozów opancerzonych), a Brown był ministrem skarbu, kiedy wysyłano żołnierzy do Iraku.

Torysi mają kilkunastopunktową przewagę nad laburzystami. Wybory muszą się odbyć najpóźniej za dwa lata. Czy w historii był przypadek nadrobienia takich strat?

Bardzo ciekawe podobieństwa nasuwają się z sytuacją, w jakiej byli konserwatyści po 11 latach rządów Margaret Thatcher. W 1990 roku laburzyści mieli 20-punktową przewagę nad torysami. Chociaż Thatcher wygłosiła jedno ze swoich najlepszych przemówień na partyjnej konwencji, to kilka tygodni później została zmuszona do ustąpienia. Dwa lata później konserwatystom udało się wygrać z Partią Pracy. Najwyraźniej pomogła zmiana przywódcy. Dlatego wielu laburzystów uważa, że zmiana Browna to jedyny ratunek. Ale moim zdaniem nawet to nie uratuje tego ugrupowania przed porażką. Wyborcy są już znużeni. W tej chwili nie kierują się ideologią, tylko wrażeniem, jakie robi na nich przywódca. A David Cameron daje poczucie świeżości, czegoś nowego. To samo oferowała tzw. New Labour, tylko że już to utraciła.

dr Martin Farr jest historykiem i politologiem. Pracuje na uniwersytecie w Newcastle. Jest ekspertem w zakresie kampanii wyborczej i znawcą brytyjskiej Partii Pracy.

Kadencja premiera Gordona Browna zaczęła się od próby zamachów w Londynie, a potem – jak u Hitchcocka – było coraz straszniej: instytucje państwowe gubiły dane milionów Brytyjczyków, zbankrutował pierwszy od 150 lat bank, a kiedy Brown się szykował do ogłoszenia wcześniejszych wyborów, okazało się, że konserwatyści mają taką przewagę, iż musiał przełknąć upokorzenie i zmienić zdanie. Nic więc dziwnego, że ma tak niskie poparcie jak Neville Chamberlain, który w 1938 w Monachium zawarł układ z Hitlerem.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości