Wybory do władz stanowych rządzą się w Ameryce odrębnymi prawami – wielka, krajowa polityka odgrywa w nich ograniczoną rolę. Dlatego wyraźne porażki demokratów w gubernatorskich wyborach w Wirginii i New Jersey – stanach, gdzie dotąd rządzili demokratyczni gubernatorzy i w których Obama wygrał przed rokiem – nie są dla prezydenta i jego ludzi trzęsieniem ziemi. To jednak istotny sygnał.

W ostatnich kilku latach sama obecność etykietki „republikanin” przy nazwisku kandydata w jakichkolwiek ważniejszych wyborach miała działanie toksyczne. Republikańscy politycy walczyli o przetrwanie nawet w okręgach, w których od lat wyraźnie dominowali. Większość społeczeństwa miała szczerze dosyć rządów George’a W. Busha i zrzucała na niego i jego partię odpowiedzialność za wszystkie problemy i nieszczęścia. Ogrom klęski przed rokiem był taki, że niewiele wskazywało na to, iż republikanie szybko dojdą do siebie. Wyniki z Wirginii i New Jersey mogą jednak wskazywać na to, że udaje im się to szybciej, niż można się było spodziewać.

Niektórzy uznawali te wybory za referendum w sprawie rządów Obamy i demokratycznego Kongresu. Ale frustracja wielu wyborców wcale nie musi być głównym powodem wtorkowych sukcesów republikanów. Być może ważniejsze jest to, że ludzie wyładowali już całą złość w 2008 roku i postanowili przywrócić scenie politycznej zdrową równowagę. Amerykanie to bowiem naród raczej niechętny skrajnościom. To dlatego wyborcy w Maine odrzucili we wtorek propozycję legalizacji małżeństw gejowskich. Ale jednocześnie w konserwatywnym okręgu w stanie Nowy Jork dali prztyczka w nos prawicowemu kandydatowi do Kongresu (w wyborach uzupełniających), który wcześniej wypchnął z konkurencji bardziej umiarkowaną kandydatkę republikańską. – Republikanie odzyskali głos – powiedział organizacyjny szef partii Michael Steele. Wcale nie jest jednak oczywiste, jaki to głos. Partia wciąż nie może się zdecydować, czy pójść jeszcze bardziej w prawo czy raczej ku środkowi.

Dla Obamy i jego partii wtorkowe wyniki z pewnością były dość niepokojące, szczególnie w kontekście przyszłorocznych wyborów do Kongresu. Ich wynik zależy jednak także od tego, czy republikanie właściwie odczytają nastroje wyborców.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/gillert/2009/11/04/republikanie-odzyskali-glos-%E2%80%93-ale-jaki/]Skomentuj[/link][/ramka]