Robotnicy bronili więźniów politycznych

„Ta garstka ludzi wywalczyła wolność dla uczestników robotniczego protestu z czerwca 1976 roku, teraz naszym obowiązkiem jest walczyć o wolność dla nich” – mówiła w sierpniu 1980 roku jedna z organizatorek strajku w Stoczni Gdańskiej Alina Pieńkowska

Aktualizacja: 30.08.2010 03:16 Publikacja: 30.08.2010 03:15

Leszek Moczulski w 2010 r. przed gmachem aresztu na Rakowieckiej

Leszek Moczulski w 2010 r. przed gmachem aresztu na Rakowieckiej

Foto: Fotorzepa, Jerzy Gumowski Jerzy Gumowski

Mówiąc te słowa, miała na myśli zatrzymanych 29 sierpnia 1980, 30 lat temu, działaczy opozycji. Wśród aresztowanych byli między innymi: związani z KSS KOR Seweryn Blumsztajn, Mirosław Chojecki, Ludwik Dorn, Jacek Kuroń, Jan Lityński, Adam Michnik, Zbigniew Romaszewski oraz przywódca Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski.

Dla większości z nich nie był to pierwszy kontakt z milicją. Procedura była zazwyczaj następująca: zatrzymywano na 48 godzin, bo tak długo milicja mogła przetrzymać obywatela bez wręczenia mu postanowienia o tymczasowym aresztowaniu. Potem zwalniano.

– Odbierało się pasek, zegarek i jakieś inne rzeczy osobiste. Wychodziło z aresztu, a za rogiem czekali funkcjonariusze bezpieki, którzy zabierali na następną komendę – opowiada Leszek Moczulski. – Pamiętam, że kiedyś odbyłem chyba cztery takie odsiadki z rzędu po 48 godzin. Pod koniec sierpnia formalnie już aresztowano opozycjonistów – na dłużej. Przede wszystkim po to, aby nie włączyli się w tworzenie struktur nowych związków.

– Pamiętam, że chodziłem wtedy po fryzjerach przy Marszałkowskiej, bo tam mieliśmy swojego łącznika. Kiedy wyszedłem z jednego z zakładów fryzjerskich, zatrzymała mnie bezpieka. Trafiłem do warszawskiej komendy MO w Pałacu Mostowskich, a stamtąd przewieziono mnie do aresztu na Rakowiecką. Wypuścili nas dopiero po podpisaniu porozumień – wspomina Moczulski.

Niewykluczone, że władze państwowe, aresztując opozycjonistów, chciały też sprawdzić, czy strajkujący robotnicy wykażą się dużą determinacją w ich obronie. A robotnicy byli zdeterminowani. Kiedy 31 sierpnia 1980 roku, w ostatnim dniu strajku na Wybrzeżu, przewodniczący delegacji rządowej wicepremier Mieczysław Jagielski nie chciał dać pisemnej gwarancji, że więźniowie polityczni wyjdą z aresztu, robotnicy odmówili zakończenia strajku.

Jagielski musiał wydać oświadczenie, że aresztowani zostaną uwolnieni 1 września do godziny 12. I tego dnia rzeczywiście ich wypuszczono.

Mówiąc te słowa, miała na myśli zatrzymanych 29 sierpnia 1980, 30 lat temu, działaczy opozycji. Wśród aresztowanych byli między innymi: związani z KSS KOR Seweryn Blumsztajn, Mirosław Chojecki, Ludwik Dorn, Jacek Kuroń, Jan Lityński, Adam Michnik, Zbigniew Romaszewski oraz przywódca Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski.

Dla większości z nich nie był to pierwszy kontakt z milicją. Procedura była zazwyczaj następująca: zatrzymywano na 48 godzin, bo tak długo milicja mogła przetrzymać obywatela bez wręczenia mu postanowienia o tymczasowym aresztowaniu. Potem zwalniano.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Wiadomo, kto przegra wybory prezydenckie. Nie ma się z czego cieszyć
Publicystyka
Pytania o bezpieczeństwo, na które nie odpowiedzieli Trzaskowski, Mentzen i Biejat
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Brudna kampania, czyli szemrana moralność „dla dobra Polski”
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jaka Polska po wyborach?
Publicystyka
Europa z Trumpem przeciw Putinowi