W tym przypadku chodzi jednak o pieniądze gigantyczne – o niemal 27 miliardów złotych, które każdego roku wydajemy na leki, w tym ponad 12 mld zł na medykamenty refundowane, z czego około 9 mld zł – za pośrednictwem Narodowego Funduszu Zdrowia. Jest więc o co walczyć i ta walka nieustannie się toczy.
Ministerstwo Zdrowia oszacowało, że obowiązujący w Polsce system dopłacania do leków powoduje, iż co roku farmaceutyki za ponad miliard złotych lądują w śmietnikach. Jeśli bowiem ktoś płaci za lek – nawet za bardzo drogi lek – 1 grosz (albo wręcz dostaje go za darmo, a nawet za dopłatą ze strony aptekarza, bo ten chce uzyskać refundację), to ten lek często warty jest dla niego właśnie 1 grosz i pewnie między innymi z tego powodu trafia do kosza.
Urzędnicy resortu zdrowia chcą tak przekształcić system refundowania leków, żeby były one nie tylko tańsze dla pacjentów oraz budżetu NFZ, ale także, aby system sprzedaży zachęcał do ich racjonalnego wykorzystywania, a nie – jak do tej pory – do marnotrawienia.
Najogólniej mówiąc, projekt ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia i wyrobów medycznych zakłada wprowadzenie urzędowych cen lekarstw i marż leków finansowanych przez NFZ. Ceny medykamentów nie będą mogły być wyższe ani niższe od ustalonych przez producentów w wyniku negocjacji z Ministerstwem Zdrowia.
Diabeł jednak – jak zwykle – tkwi w szczegółach (które w dodatku w tym przypadku są mocno skomplikowane).