Reklama
Rozwiń

Partie korzystają w kampanii nie tylko z dotacji

Choć obcięcie subwencji budżetowej dla partii jest iluzoryczne i stanowi zaledwie ułamek całego budżetu, może zmienić wynik wyborów

Aktualizacja: 20.12.2010 07:35 Publikacja: 20.12.2010 03:07

Na zdjęciu Grzegorz Schetyna podczas otwarcia Orlika w Warszawie

Na zdjęciu Grzegorz Schetyna podczas otwarcia Orlika w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Trzeba przyznać rację politykom opozycji i PSL twierdzącym, że oszczędności – 57 mln zł – z tytułu ograniczenia o 50 proc. subwencji dla partii są iluzoryczne i stanowią zaledwie ułamek całego budżetu. Zwłaszcza jeśli się pamięta o tym, iż jednocześnie w parlamencie trwają końcowe prace nad kodeksem wyborczym. A jednym z jego zapisów jest nałożony na burmistrzów i wójtów obowiązek zawiadomienia o wyborach każdego obywatela. Jego realizacja za pomocą poczty za każdym razem będzie kosztować dziesiątki milionów złotych.

I choć projekt swojej partii posłanka PO Renata Zaremba uzasadniała: „Wszyscy zgadzamy się, że trzeba oszczędzać, a więc trzeba zacząć od siebie”, to odpowiedzią były zarzuty trzech innych partii – w tym koalicyjnego PSL – hipokryzji i prób ograniczania demokracji.

W dodatku skutki obcięcia partiom pieniędzy mogą znacząco wpłynąć na wynik przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.

Aby to zrozumieć, warto spojrzeć na partyjne konta. Według szacunków powtarzanych w Sejmie Platforma Obywatelska ma na koncie ok.

70 mln zł (szacunki oparte są na danych pochodzących z Państwowej Komisji Wyborczej). PiS zostały grosze po dwóch tegorocznych kampaniach, a SLD ma szczęście, bo udało mu się sprzedać siedzibę partyjną (przy Rozbrat, za ok. 50 mln zł). W najgorszej sytuacji jest PSL, które ciągle prowadzi sądowy spór o to, czy ma zwrócić 18 mln zł Skarbowi Państwa za błędy z kampanii wyborczej 2001 r.

Reklama
Reklama

Widać wyraźnie, kto zyskuje, a kto traci na owej oszczędności. Intencje poszczególnych partii stają się tym bardziej zrozumiałe, gdy się spojrzy na upór PJN, które zażądało natychmiastowego zawieszenia subwencji. Ugrupowanie Joanny Kluzik-Rostkowskiej dziś nie ma prawa do żadnej subwencji, więc – na zasadzie zawistnika modlącego się, by i sąsiadowi zdechła krowa – próbuje choćby minimalnie zniwelować różnice szans.

Politycy nie mają wątpliwości, że prowadzona „na bogato” kampania wyborcza znakomicie poprawia wyniki. Nikt z nich nie przyzna tego głośno, ale wiedzą, że spora część polskiego elektoratu ma bardzo zmienne sympatie polityczne, reaguje przede wszystkim na głośne nazwiska, a programy są czynnikiem drugorzędnym. Wystarczy podać przykład z ostatniej kampanii samorządowej. Jedna z marginalnych list lewicowych w Zachodniopomorskiem wystawiła jako kandydatów do sejmiku wojewódzkiego trzy osoby o nazwisku Napieralski i jednego Olejniczaka. Uzyskała dzięki temu kilka procent głosów więcej. W Gdańsku z kolei, gdzie popularny prezydent Paweł Adamowicz miał pewną reelekcję, lokalny komitet wystawił kontrkandydata nazywającego się Dariusz Adamowicz. Mimo że wcześniej nieznany, zajął czwarte miejsce, zdobywając 7 proc. głosów. Opozycja i PSL boją się, że przez takie tricki – tym skuteczniejsze, im więcej wyda się na nie pieniędzy – Platforma przejmie wielką część wyborców nieinteresujących się na co dzień polityką. 

Na dodatek partia rządząca ma jeszcze inne atuty. Jej ministrowie mogą brylować przy otwieraniu Orlików i schetynówek. Kolejnym pretekstem do robienia kampanii za publiczne (ale nie z konta partii) pieniądze będzie promocja polskiej prezydencji w UE.

Stawka, o jaką toczyła się gra, jest naprawdę wysoka.

Trzeba przyznać rację politykom opozycji i PSL twierdzącym, że oszczędności – 57 mln zł – z tytułu ograniczenia o 50 proc. subwencji dla partii są iluzoryczne i stanowią zaledwie ułamek całego budżetu. Zwłaszcza jeśli się pamięta o tym, iż jednocześnie w parlamencie trwają końcowe prace nad kodeksem wyborczym. A jednym z jego zapisów jest nałożony na burmistrzów i wójtów obowiązek zawiadomienia o wyborach każdego obywatela. Jego realizacja za pomocą poczty za każdym razem będzie kosztować dziesiątki milionów złotych.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy polskimi śmigłowcami AH-64E będzie miał kto latać?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama