Uczniowie Liceum im. Jacka Kuronia: też możemy się buntować

- Nie pasuje nam to, że trudno znaleźć pracę, a jeśli się ją znajduje, to często trzeba pracować w bardzo trudnych warunkach i za niską płacę – mówią Zofia Klein, Paweł Szczepura i Małgorzata Śledziewska, członkowie Porozumienia 15 października z Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia

Publikacja: 20.10.2011 20:06

Paweł Szczepura, Małgorzata Śledziewska i Zofia Klein

Paweł Szczepura, Małgorzata Śledziewska i Zofia Klein

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

W ubiegły weekend ulicami Warszawy przeszedł marsz "oburzonych". Zorganizowało go Porozumienie 15 października, którego jesteście państwo członkami. Co państwa oburza?

Paweł Szczepura:

Społeczeństwo straciło wpływ na politykę i gospodarkę. Władza należy do coraz węższej elity, która nie liczy się z interesami reszty. Rządzą nami instytucje finansowe i wielcy gracze giełdowi.

Czyli przeszkadza państwu kapitalizm.

P.S.:

Na pewno przeszkadza nam jego forma skoncentrowanej międzynarodowej własności, w której obecnie występuje. Nie da się jej bronić w kontekście tego, co dzieje się w kraju i na świecie. Formuła się wyczerpała. Nie pasuje nam to, że trudno znaleźć pracę, a jeśli się ją znajduje, to często trzeba pracować w bardzo trudnych warunkach i za niską płacę.

Zofia Klein:

Na umowach śmieciowych nie mamy zdolności kredytowej, a tym samym żadnej szansy, żeby kupić sobie mieszkanie. Taka praca nie da nam poczucia bezpieczeństwa finansowego oraz zabezpieczenia na przyszłość.

Kapitalizm się państwu nie podoba, a – jak pokazała historia – socjalizm też się nie sprawdził. Co w tej sytuacji proponujecie? Jakie w ogóle mają państwo poglądy?

P.S.:

Pomiędzy obecnym neoliberalnym, rozregulowanym systemem i poststalinowskim socjalizmem jest jeszcze milion innych możliwości. Niestety, podobnie jak pani myśli całe społeczeństwo, nie potrafi sobie wyobrazić niczego innego poza opcjami, które już były. W naszym ruchu są osoby nastawione socjalistycznie, ale też socjaldemokratycznie albo opowiadające się za państwem opiekuńczym lub za mądrym liberalizmem, który będzie chronił konkurencję, a nie monopol.

Czy mają państwo konkretny plan działania?

Z.K.:

Manifestacja była początkiem. Teraz będziemy się spotykać  i dyskutować, w jaki sposób zorganizować naszą działalność.

P.S.:

Nie jesteśmy profesorami, którzy mają program do wdrożenia. Po prostu chcemy mieć większy wpływ na kształt gospodarki  i politykę. Gospodarka powinna  być dla ludzi, a nie ludzie dla gospodarki.

Tymczasem uczą się państwo w liceum, w którym miesięczne czesne wynosi 800 złotych. Państwa rówieśnicy z małych miejscowości mogą jedynie pomarzyć o sytuacji, w której chodzą do takiej szkoły jak państwa i mają czas na to, żeby organizować marsze oburzonych.

P.S.:

To jest propaganda taka sama, jaką słyszała Warszawa w marcu 1968 roku oraz Paryż czy Berlin w maju tamtego roku o bogatych studentach, którzy protestują. Jesteśmy klasą średnią. A to, że część naszych rodziców sobie radzi i przynajmniej jedno z nich ma etat, nie oznacza, że nie możemy się buntować.

Z.K.:

Większość rodziców naszych szkolnych znajomych rezygnuje z innych wydatków po to, żeby oni mogli chodzić do takiej szkoły. Środowisko jest zróżnicowane, a 20 proc. uczniów w naszej szkole ma stypendia, czyli są zwolnieni z opłat. Ruch wykracza znacznie poza kilku uczniów z naszego liceum, tworzą go również inne środowiska i grupy społeczne, m.in. liczne studentki i studenci, organizacje lokatorów i pracowników.

Ale Wielokulturowe Liceum Humanistyczne im. Jacka Kuronia chyba wspiera państwa w dążeniach do zmiany systemu i popiera Porozumienie 15 października, które tworzycie?

Małgorzata Śledziewska:

Ze szkołą łączy ich to, że są jej uczniami. A naszym zadaniem jest im w tej działalności nie przeszkadzać. Chcemy ich uczyć samodzielności. Jestem dumna z moich uczniów, że mają na tyle obywatelskich sił i odwagi, że są w stanie wyrażać swoje poglądy, które często są niepopularne. Jestem też członkiem ruchu, a w związku z tym, że jestem ich nauczycielką, staram się ich wspierać.

P.S.:

Nie wspierasz nas jako nauczycielka, tylko taka sama obywatelka jak my.

Co takie wsparcie ze strony nauczycielki oznacza?

M.Ś.:

To ludzie, którzy mają jakieś poglądy. Obchodzi ich los innych. Zaskakujące jest, że dla wielu ludzi takie myślenie jest myśleniem  wywrotowym. Żyjemy w kraju,  w którym mamy wolność słowa, i chcę, żeby moi uczniowie mogli z niej w pełni korzystać. Dlatego też szkoła – jako instytucja – nie jest częścią ruchu. U nas każdy pogląd jest akceptowany.

Zauważyłam, że uczniowie zwracają się do nauczycieli po imieniu. To metoda wychowawcza?

Z.K.:

To znosi sztuczną barierę, która w innych szkołach tworzy się między osobą dorosłą a osobą prawie dorosłą. W naszej szkole panuje relacja partnerska.

M.Ś.:

Stawiamy przed naszymi nauczycielami trudne zadanie. Muszą sami zdobywać szacunek u uczniów, który budzą dzięki temu, co sobą reprezentują. Nie przysługuje im on tylko dlatego, że są nauczycielami. Pozwalamy młodzieży ze sobą dyskutować. Uczniowie nie poddają się pewnym decyzjom tylko dlatego, że je wydaje nauczyciel. Mają odwagę zapytać dlaczego.

P.S.:

W naszej szkole panuje atmosfera intelektualnej otwartości  i przekonanie, że każdy ma coś  ciekawego do powiedzenia.

Dlatego czytacie teksty Emmy  Goldman, która była ikoną amerykańskiego anarchizmu i feminizmu,  a także terrorystką, która na  początku XX wieku namawiała  do mordowania kapitalistów?

P.S.:

Tłumaczymy wspólnie książkę Emmy Goldman, ale nie w ramach lekcji. Nie jest to też zawarte w programie szkoły. Nikt nas do tego nie zmusza.

M.Ś.:

W szkole powstaje wiele grup inicjatywnych. Polega to na tym, że grupa uczniów przychodzi do nas i coś proponuje. Szkoła  jest demokratyczna i nie ma takiej siły sprawczej, na przykład w postaci pani dyrektor, która powie,  że coś jest niesłuszne. Czytanie  takich tekstów zmusza też nauczycieli do tego, żeby byli aktywni intelektualnie.

A uczniowie są potem aktywni na manifestacjach i wykrzykują takie hasła, jak: wycofanie religii ze szkół czy legalizacja aborcji?

P.S.:

Zwróciliśmy uwagę na kwestie, o których się nie rozmawia. Nie są omawiane ze społeczeństwem, mimo że tego społeczeństwa bezpośrednio dotyczą.

Trudno się zgodzić, że o aborcji czy wycofaniu religii ze szkół się nie rozmawia. Pisze o tym prasa, a ostatnio choćby za sprawą Janusza Palikota  i jego ugrupowania tematy te znowu stały się żywe w publicznej dyskusji.

P.S.:

Oni nie rozmawiają ze społeczeństwem. Prowadzą pozorny dialog. Nikt nie zapyta ponad połowy społeczeństwa – kobiet, co na temat aborcji myśli. Nie ma rozmów rządu czy parlamentarzystów z organizacjami kobiecymi, a społeczne projekty ustaw marszałek Sejmu chowa do zamrażarki.

Ale organizacje kobiece nie reprezentują wszystkich kobiet. A myśleli państwo, że może społeczeństwo nie chce na takie tematy rozmawiać. Sobotni marsz nie cieszył się dużą popularnością. Kilkaset osób to niezbyt wiele.

P.S.:

W porównaniu ze średnią warszawskich pikiet i tak zgromadziliśmy kilkanaście razy więcej osób.  W Polsce demonstracje zawsze są mniejsze niż w innych krajach, bo media, szkoły, politycy, Kościół są nastawieni na pacyfikację tego typu działań. Wszyscy jednym głosem mówią, że już nie ma się przeciwko czemu buntować, a żądania czegokolwiek są roszczeniowe i bezproduktywne.

Biorąc pod uwagę fakt, że zaczęliśmy działać miesiąc temu, a to była nasza pierwsza demonstracja  – nie mieliśmy wsparcia finansowego, własnych mediów ani struktur  – to uważamy ją za duży sukces.

Czyli planują państwo następne takie działania. Ale jeśli pokojowe manifestacje nie pomogą, to czy tak jak "oburzeni" w innych krajach wyjmą państwo pałki, koktajle Mołotowa  i zaczną demolować miasto?

P.S.:

Jedyna przemoc, jaka się pojawia na tego typu demonstracjach, to przemoc ze strony policji, która próbuje protestujących usunąć, tak jak było w Nowym Jorku czy Barcelonie. Członkowie ruchów jednak, podobnie jak my, programowo wyrzekają się przemocy i zawsze się do tego stosują. Rozdmuchany przypadek rzymski jest typowym przykładem manipulacji medialnej. W rzeczywistości liczący 20 tys. osób pokojowy marsz "oburzonych" był oddzielony od pięciotysięcznej grupy zadymiarzy, którzy stosowali przemoc. Oni nie byli częścią ruchu.

Zofia Klein, Paweł Szczepura - uczniowie Wielokulturowego Liceum  Humanistycznego im. Jacka Kuronia  w Warszawie, członkowie  Porozumienia 15 października

Małgorzata Śledziewska - wicedyrektor Wielokulturowego Liceum  Humanistycznego im. Jacka Kuronia  w Warszawie, członkini Porozumienia  15 października

W ubiegły weekend ulicami Warszawy przeszedł marsz "oburzonych". Zorganizowało go Porozumienie 15 października, którego jesteście państwo członkami. Co państwa oburza?

Paweł Szczepura:

Pozostało 98% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości