Krzysztof mieszkał w starej pięknej kamienicy na Litewskiej, tuż obok teatru Syrena. Razem z matką i siostrą w mieszkaniu, jakby przeniesionym z przedwojnia, pełnym starych mebli i oczywiście książek. Był bowiem Krzysztof pożeraczem książek, które czytał także po angielsku i francusku, rzadziej po rosyjsku. Z zawodu był biologiem, zrobił doktorat, lecz nie biologia była jego prawdziwą pasją. Obok książek była to ciekawość ludzi i teologia, a raczej wiara pojmowana jako racjonalne poszukiwanie absolutu i Boga.
W roku 1971 w mieszkaniu Krzysztofa odbywały się spotkania. Z jednej strony ludzie warszawskiego KiK-u - Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowieyski, Stefan Bakinowski, Bogdan Cywiński. Z drugiej my, marcowi komandosi - Barbara Toruńczyk, Adam Michnik, a później, po wyjściu z więzienia, Jacek Kuroń i Karol Modzelewski. I jakby łącząca te dwie grupy Teresa Bogucka. Wprowadzenie do rozmów było zarezerwowane dla Krzysztofa. I toczyliśmy dyskusje do późnej nocy, odkrywając wspólnotę myślenia i wartości. Echa tych rozmów można znaleźć w tekście Jacka Kuronia „Chrześcijanin bez Boga”, czy książce Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog”.
Był Krzysztof nieformalnym przywódcą KIK-owskiej młodzieży, zgrupowanej w Sekcji Kultury. I jakby w odpowiedzi na nienawistną, marcową propagandę, młodzi katolicy z inicjatywy Krzysztofa zaczęli porządkować warszawski cmentarz żydowski. Większość z nich zaangażowała się nieco później w akcje pomocy robotnikom, prześladowanym po czerwcu 1976 r., by stać się ważnym środowiskiem Komitetu Obrony Robotników.
Swoje przemyślenia podsumował Krzysztof w eseju „Dzień ma 12 godzin”. Wydał go w „Verum”, co wzbudziło pewien niepokój w kręgach Klubu Inteligencji Katolickiej. Wydawcą Verum był bowiem Andrzej Micewski, który od czasów Marca 1968 r. pozostawał w istotnym sporze ideowym z klubem. Spór był pogłębiony przez fakt, że założona przez politycznego sojusznika Micewskiego, posła Janusza Zabłockiego „Libella” spowodowała znaczne zmniejszenie funduszy KIK-owskich.
Jednak Krzysztof zastosował podstęp. Jego tekst, który czy to w „Więzi”, czy w „Znaku”, nie ocalałby pod bacznym okiem cenzora, w wydawnictwie mocno kolaborującym z władzą, przeszedł swobodnie.