Premier rozpoczyna swoje niepodzielne panowanie. Nie od dziś wiadomo, że droga do tronu usłana jest głowami pretendentów. O tym jak Donald Mściwy wykańczał konkurentów, pisze w "URze" Piotr Gursztyn:
Raz dziesięciu Murzynków pyszny obiad zajadało, nagle jeden się zakrztusił i dziewięciu pozostało. Tych dziewięciu Murzynków tak wieczorem balowało, że aż rano jeden zaspał – ośmiu tylko pozostało – to wierszyk klucz ze słynnego kryminału Agathy Christie. Kolejne zwrotki są wyliczanką dziwnych wypadków, które eliminowały następnych Murzynków. W zasadzie to też symbol dziejów przywództwa w Platformie Obywatelskiej. Maciej Płażyński, Andrzej Olechowski, Zyta Gilowska, Paweł Piskorski, Jan Rokita, teraz Grzegorz Schetyna – to właśnie szóstka platformerskich Murzynków.
Dziesiątki raczej nie będzie. O to już postarał się Tusk, aby nie pojawił się ktoś następny z zagrażającymi mu ambicjami. Nie da się jednak wykluczyć, że lista zostanie uzupełniona o jeszcze jedno nazwisko. Chodzi o Bronisława Komorowskiego, bo z PO dobiegają głosy, że nie wiadomo, czy dzisiejszy szef rządu nie zechce zostać za cztery lata głową państwa. A wtedy Komorowski pod lepszym lub gorszym pretekstem zostanie pozbawiony szansy na reelekcję. Tego, że Tusk jakiś czas temu drwił z prezydenckich żyrandoli, nie można uznać za wiążącą deklarację. Kto nie jest przekonany, ten niech przeczyta choćby exposé obecnego premiera, aby przekonać się, że nie jest on konsekwentny w spełnianiu własnych zapowiedzi.
Eliminowanie konkurentów jest proste i przebiega według schematu:
Punkt pierwszy: Tusk nigdy nie robi tego własnoręcznie – mówi nasz rozmówca. Punkt drugi: stworzył machinę na tyle doskonałą, że dziś nawet nie musi wydawać poleceń. Zawsze znajdą się chętni, którzy w lot zrozumieją intencje szefa. Punkt trzeci: Tusk zawsze udaje, że to nie on stoi za mordem. – Jego poplecznicy poderżną ci gardło, a on przyjdzie i z zatroskaną miną powie „o, skaleczyłeś się” – opisuje metodę polityk PO.