Ubiegłoroczne zamieszki są w tym roku eskalowane. Część ultraprawicowców i lewaków otwarcie liczy na fizyczne starcie. Można powiedzieć, że lewacy są w tej sprawie bardziej aktywni. Teraz ściągają posiłki z Niemiec. Po stronie ultraprawicy, mam na myśli ONR, też chodzi o mordobicie. Nie pomoże też ustalenie odrębnych tras przemarszu, bo i tak zmienią je, żeby się spotkać. Oba ekstremistyczne ruchy napędzają się wzajemną nienawiścią. Zawsze ze sobą walczyli. Zeszłoroczne bójki nie są na szczęście odzwierciedleniem starć z okresu międzywojennego. Wśród manifestujących w II RP zdarzały się nawet ofiary śmiertelne. Niektórzy przynosili na demonstracje broń palną i ciężkie przedmioty. Tradycja obchodów 11 listopada nie jest więc najlepsza.
Historyk zauważa:
Można powiedzieć, że pod tym względem wracamy do II RP. Z tą różnicą, że na prawicy mamy kontynuację ONR z lat 30. Lewica nie ma już partii socjalistycznej, jednej z bardziej agresywnych organizacji. Nie ma też PPS, którego bojówki dawały się we znaki. Mamy za to lewicowych anarchistów.