Dariusz Burliński podkreśla, że to raptem kilkanaście lat, ale wówczas "Polska Rzeczpospolita Ludowa pałała wielką socjalistyczną miłością do bratniego Związku Radzieckiego". I pisze:
Jest 9 maja 1987 roku, godz.11.12. IŁ-62 M produkcji radzieckiej z 183 osobami na pokładzie rozbija się w lesie kabackim. Giną wszyscy.
Do tej katastrofy przyczyniła się radziecka bylejakość i to radzieccy konstruktorzy w 100 procentach za nią odpowiadali. W czasie lotu nad Warlubiem, koło Bydgoszczy rozleciał się jeden z silników. Taki był początek tragedii - finał znamy.
I tłumaczy:
Okazało się, że w jednym z łożysk zamontowano mniej wałeczków niż powinno być - taki drobiazg, innowacja wdrożeniowa. Przez to łożysko się zatarło i wybuchł silnik. Ustalili to i opublikowali nasi specjaliści, mimo tego, że Moskwa stale rzucała im kłody pod nogi. Nasi inżynierowie pragnęli, żeby prawda wyszła na jaw, żeby przez tę niedoróbkę już więcej nikt nie zginął. Żeby to jednak stwierdzić, musieli dokładnie przebadać wrak iliuszyna.