Prezes w zasadzie nie powiedział niczego nowego w stosunku do tego, co znalazło się w programie wyborczym PiS sprzed roku. Przeciętny wyborca, który zasiadł przed telewizorem czy przeczyta gazety, zapewne zadaje sobie pytanie, czy Kaczyński jest taki straszny, jak go malują oponenci. Jeśli usłyszał, że gimnazja czy OFE są złe i należy je zlikwidować, że służbę zdrowia trzeba zmienić i wzmocnić rolę podmiotów publicznych, by służyły ludziom, to widzi, że prezes PiS mówi to, co wyborca myśli. Chodzi o to, by uznał, że Kaczyński nie jest potworem. Ba! W większości spraw myśli to, co on.
Politolog dodaje:
Grunt to pokazać go jako człowieka wrażliwego społecznie. Jest to w sumie przywrócenie PiS ducha z 2005 roku, czyli pochylenie się nad zwykłą, trochę biedniejszą częścią Polski. Zwróćmy także uwagę na fakt, że nie było w przemówieniu Kaczyńskiego frontalnego ataku na PO, a i pozostałe partie zbyto kilkoma słowami.
O zmianie opinii publicznej:
Oczywiście, że jedno przemówienie negatywnego wizerunku nie wymaże. Zauważmy jednak, że PiS stara się to robić konsekwentnie od dłuższego czasu. Mam wrażenie, że oblicze PiS skoncentrowanego na Smoleńsku i kwestiach kulturowych to dziś w większym stopniu pomysł jego publicystycznych oponentów niż samej partii Kaczyńskiego.