Dziennikarz komentuje doniesienia "Rzeczpospolitej", według których ofensywa rządowa opiera się na starych i zużytych koncepcjach:
To kolejny przykład PRLizacji, czy wręcz Bareizacji naszego życia państwowego. To już zaczyna być śmieszne. Niewątpliwie ministrowie nie mają żadnych nowych pomysłów, niewątpliwie premier każe im coś wymyślić. Być może między słowami "coś", a "wymyślić" pada w tej sekwencji wyraz wzmacniający, które uchodzi w Polsce za niegrzeczny, ale jest używany przez wszystkich. Ministrowie więc starają się zgłosić cokolwiek. Można sobie wyobrazić tę panikę w oczach ministrów, którzy latają między biurkami i z obłędem w oczach szukają pomysłów, by zgłosić jakiś plan jako nowy. Jednak wszystkie pomysły już zostały zgłoszone. Następuje więc recykling. Obietnice są odnawiane, w przekonaniu, że nikt ich już nie pamięta. To nie jest zresztą przekonanie bezpodstawne. Te pomysły pamiętają zapewne jedynie dziennikarze. Tzw. zwykli obywatele czy telewidzowie, do których ten cyrk jest adresowany, nie pamiętają tego.
I dodaje:
Władzy brakuje jakiejkolwiek wizji, więc odgrzewa kotlety lub rzuca jakieś nierealne pomysły. Takim jest choćby sprawa in vitro. To jest kicz maksymalny, wiadomo, że nie ma na to pieniędzy, wiadomo, że nie dałoby się tego przeprowadzić w formie ustawy, wiadomo, że na ten pomysł czekają media liberalne. Dlatego więc produkuje się taką wrzutkę. To jednak nie ma żadnej szansy na powodzenie. Choćby dlatego, że nie ma na to pieniędzy. To jak w starym powiedzeniu "po pierwsze nie mamy armat".
Ziemkiewicz uważa, że jedym z wielkich grzechów Platformy jest biurokracja: