Redaktor Krzysztof Gottesman napisał dalekowzroczny komentarz: „Prezydent Lech Wałęsa już od prawie roku, czyli wyboru na prezydenta, odejścia rządu Tadeusza Mazowieckiego i pierwszej próby objęcia przez mecenasa Olszewskiego kierownictwa rządu, w sposób jasny i czytelny dla wszystkich obserwatorów dawał do zrozumienia, że nie jest on jego faworytem. Jan Olszewski jest indywidualnością silną i niezależną... O prezydencie tego powtarzać nie trzeba. A przy tym, jak okazało się już dwukrotnie, rozbieżności pomiędzy tymi politykami były i są głębokie. Chodzi więc nie tylko o kwestie podległości i niezależności, ale przede wszystkim o różnice programowe. Można więc przypuszczać, że ewentualna współpraca Wałęsa-Olszewski nie będzie wolna od konfliktów./.../"

Od pierwszego dnia rządów premiera Olszewskiego zaczęły narastać konflikty między rządem a redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej". Z osobistych zapisków Dariusza Fikusa: „Natychmiast po powstaniu tego rządu rozdzwoniły się telefony z Urzędu Rady Ministrów domagające się dostarczenia kompletu materiałów dotyczących powołania spółki. Na nic zdały się moje zapewnienia, iż wszystkie dokumenty znajdują się w Urzędzie i że minister Zarębski musiał je przekazać swojemu zastępcy. Żądano wyjaśnień i szczegółowych informacji. Ktoś w gabinecie ministra Wojciecha Włodarczyka bardzo się tym interesował.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy (roku 1993 – przyp. M.K.) wydaje mi się, iż cała sprawa ma jakby dwa wymiary. W pierwszym momencie nowy rząd pragnął opanować te wszystkie instytucje, które mu podlegały. Niedoświadczeni nowi lokatorzy gmachu przy Alejach Ujazdowskich sądzili, iż „Rzeczpospolita" jest placówką do obsadzenia. Może mieli już swojego kandydata. Radykalna czystka objęła przecież wszystkie media podporządkowane rządowi. Usunięto szefów Polskiej Agencji Informacyjnej, Komisji Likwidacyjnej RSW, Polskiej Agencji Prasowej, telewizji i nawet dziennika „Polski Zbrojnej". /.../

Oprócz tego, że rządowi zależało na szybkim zmajoryzowaniu prasy i uchwyceniu wszystkiego silną ręką, były także przyczyny obiektywne do śpieszenia się. Następowała dość gwałtowna zmiana nastrojów społecznych. Opinie pogarszały się z tygodnia na tydzień, mimo pewnych lepszych symptomów zmian w gospodarce. Radykalizacja nastrojów wyrażała się zarówno w skali protestów, jak i eskalacji gróźb. Rząd mając świadomość tej eskalacji gwałtownie poszukiwał wsparcia ze strony mediów. Nie otrzymał go, więc się wściekał."

Wybór z książki Macieja Kledzika „Rzecz o Rzeczpospolitej" i przygotowywanego jej drugiego wydania.