Rz: W latach, w których nie odbywają się wybory, tylko niewielu polityków wyrusza na tradycyjne sierpniowe pielgrzymki. A w gorącym czasie kampanii wyborczej posłowie mocniej koncentrują się na praktykach religijnych...
Rafał Matyja: W ten sposób chcą po prostu podkreślić swoją więź z Kościołem. Widać to nie tylko po pielgrzymkach, bo także na ich ulotkach wyborczych bardzo często można znaleźć na przykład zdjęcia z papieżem. Cały czas w Polsce jest spora grupa wyborców, dla których to jest ważny element.
Ale liczba takich wyborców się zmniejsza?
Utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie. Kilka procent w każdej kampanii daje poparcie ze strony Radia Maryja, ale nie trzeba słuchać tej rozgłośni, by być politycznym klerykałem – wystarczy posłuchać lokalnych duszpasterzy. Pamiętajmy, że duchowieństwo na pewno najsilniej angażowało się w kampanię wyborczą w 1989 r. Wtedy księża bardzo jasno mówili, jak głosować. To było oczywiście zaangażowanie nie w jedną partię, ale w ruch „Solidarności", jednak nie możemy dziś udawać, że polska demokracja nie ma takich początków.
Czy da się odnieść sukces wyborczy, korzystając wyłącznie z haseł klerykalnych?