Cztery absurdy debaty o Syrii

Szef think tanku Carnegie Europe obnaża szaleństwo głównych argumentów krążących w dyskusji nad interwencją Zachodu w Syrii

Publikacja: 04.09.2013 13:22

Barack Obama i Joe Biden

Barack Obama i Joe Biden

Foto: AFP

Jeśli, drodzy czytelnicy, podobnie jak ja śledzicie dyskusję nad planowaną interwencją zbrojną w Syrii z coraz większym zdziwieniem i jeśli dynamika tego procesu też zdaje się wam przeczyć zdrowemu rozsądkowi, bardzo dobrą odtrutką na ten stan jest lektura tekstu Jana Techaua, szefa think tanku Carnegie Europe, który demaskuje błędy i mylące argumenty zachodnich liderów w sprawie Syrii.

Spośród wielu głęboko niepokojących aspektów obecnej zachodniej debaty nad możliwą akcją zbrojną w Syrii, cztery argumenty wyróżniają się jako szczególnie zwodnicze. Decydenci i analitycy powinni wyświadczyć sobie przysługę i przedrzeć się przez ten nonsens, aby pozwolić na bardziej poważną dyskusję

- zaczyna niemiecki analityk. Za najbardziej mylące uznaje traktowanie użycia broni chemicznej jako przekroczenia "czerwonej linii"

W rzeczywistości, rodzaj broni używanej w syryjskiej wojnie domowej nigdy nie był decydującą sprawą. Jeśli przytłaczająca liczba 100 tysięcy zabitych od początku konfliktu nie jest wystarczająco moralnie przekonująca do tego, by podjąć akcję, dlaczego kolejne 1400 osób ma robić wielką różnicę; dlatego, że zostały one zagazowane, a nie jak dotąd zastrzelone, zadźgane, torturowane, zabite w eksplozji, powieszone lub zmasakrowane w inny sposób? Nikt nie przedstawił przekonującego uzasadnienia wyjaśniającego dlaczego broń chemiczna jest źródłem mniej godnej śmierci niż pocisk moździerzowy. Moralne oburzanie się w tej sytuacji jest cyniczne. Prezydent Obama popełnił ogromny błąd, kiedy pod presją lecz bez potrzeby ustanowił sztuczną czerwoną linię, która teraz go prześladuje. Jeśli cokolwiek motywuje go do interwencji, to jest to strach przed okazaniem słabości, a nie fakt, że użycie broni chemicznej w jakiś sposób uczyniło tę wojnę bardziej okropną niż była

Kolejny błąd w debacie zdaniem autora to mówienie o tym, jakie znaczenie ma Syria dla nas

Sekretarz Stanu USA John Kerry, który wielokrotnie powtarzał, że "Syria ma znaczenie dla nas, dla naszych sojuszników i dla wspólnoty międzynarodowej". Co przez to rozumiał, to to, że wojna w Syrii dotyka nas wszystkich. Ale tak po prostu większość ludzi nie myśli. Większość ludzi nie czuje się w żadnym stopniu realnie dotknięta wydarzeniami w Syrii - w tym większość polityków i decydentów.  (...)  Kerry powinien powiedzieć, że Syria powinna mieć dla nas znaczenie. Byłoby to bardziej uczciwe i być może bardziej słyszalne.

Trzeci grzech to maskowanie intencji.

Trzeci i najniższy punkt debaty to deklaracja premiera Camerona, że interwencja, której on chce, nie miałaby na celu zmiany reżimu, ani nawet opowiedzenia się po jednej ze stron. To było wyjątkowo słabe oświadczenie wyjątkowo słąbego lidera, stwarzające wyjątkową ilość politycznej mgły. Oczywiście, że interwencja oznaczałaby poparcie jednej ze stron. Jak mogłoby być inaczej? Oczywiście, że jej celem byłoby zakończenie reżimu syryjskiego prezydenta - być może nie od razu, ale w średnim lub krótkim okresie. (...) Jeśli Cameron naprawdę miał na myśli to, co powiedział, musimy założyć, że jedynym politycznym celem jego inicjatywy było stworzenie dobrego wrażenia wśród krajowego elektoratu.

Ostatnim i najważniejszą słabością dyskusji nad interwencją jest przeświadczenie, że "ograniczone uderzenie" jest w stanie coś zmienić.

Argument, że akcja militarna mogłaby poważnie skrzywdzić Asada, nie po to, by go obalić, lecz po to, by nałożyć na niego koszta skłaniające go do przemyślenia sytuacji jest bardzo nieprzekonujący. Wojna domowa dawno już przekroczyła punkt, w którym taka prosta analiza korzyści i kosztów ma znaczenie dla dyktatora walczącego o przeżycie. (...)Nikt nie potrzebuje "chirurgicznego uderzenia" które nie będzie miało żadnego realnego efektu, poza zademonstrowaniem jak bardzo jesteśmy przejęci i zmartwieni. To nie byłby pokaz siły, lecz jej dokładna odwrotność. Pokazałoby to Asadowi, że może mu to wszystko ujść na sucho. Nie uratowałoby to twarzy Zachodu, ale tylko scementowało jego reputację  bezsilności i niezdecydowania. Nie można by było mieć pretensji do Syryjczyków, jeśli by uznali to za cynizm w innej formie.

Konkluzja jest jasna:

Jeśli politycy są poważnie zdecydowani na interwencję wojskową, powinni przedstawić argumenty za pełną, utrzymaną i śmiercionośne uderzenie w reżim. Jeśli nie są na to gotowi, nie powinni argumentować za interwencją w ogóle. (...) Uderzenie militarne bez wyraźnego celu jest przeciwskuteczne. Bez takiego celu, nie powinno się iść na wojnę. Co jest zresztą  prawdopodobnie najlepszą opcją.

Jeśli, drodzy czytelnicy, podobnie jak ja śledzicie dyskusję nad planowaną interwencją zbrojną w Syrii z coraz większym zdziwieniem i jeśli dynamika tego procesu też zdaje się wam przeczyć zdrowemu rozsądkowi, bardzo dobrą odtrutką na ten stan jest lektura tekstu Jana Techaua, szefa think tanku Carnegie Europe, który demaskuje błędy i mylące argumenty zachodnich liderów w sprawie Syrii.

Spośród wielu głęboko niepokojących aspektów obecnej zachodniej debaty nad możliwą akcją zbrojną w Syrii, cztery argumenty wyróżniają się jako szczególnie zwodnicze. Decydenci i analitycy powinni wyświadczyć sobie przysługę i przedrzeć się przez ten nonsens, aby pozwolić na bardziej poważną dyskusję

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości