Jeśli, drodzy czytelnicy, podobnie jak ja śledzicie dyskusję nad planowaną interwencją zbrojną w Syrii z coraz większym zdziwieniem i jeśli dynamika tego procesu też zdaje się wam przeczyć zdrowemu rozsądkowi, bardzo dobrą odtrutką na ten stan jest lektura tekstu Jana Techaua, szefa think tanku Carnegie Europe, który demaskuje błędy i mylące argumenty zachodnich liderów w sprawie Syrii.
Spośród wielu głęboko niepokojących aspektów obecnej zachodniej debaty nad możliwą akcją zbrojną w Syrii, cztery argumenty wyróżniają się jako szczególnie zwodnicze. Decydenci i analitycy powinni wyświadczyć sobie przysługę i przedrzeć się przez ten nonsens, aby pozwolić na bardziej poważną dyskusję
- zaczyna niemiecki analityk. Za najbardziej mylące uznaje traktowanie użycia broni chemicznej jako przekroczenia "czerwonej linii"
W rzeczywistości, rodzaj broni używanej w syryjskiej wojnie domowej nigdy nie był decydującą sprawą. Jeśli przytłaczająca liczba 100 tysięcy zabitych od początku konfliktu nie jest wystarczająco moralnie przekonująca do tego, by podjąć akcję, dlaczego kolejne 1400 osób ma robić wielką różnicę; dlatego, że zostały one zagazowane, a nie jak dotąd zastrzelone, zadźgane, torturowane, zabite w eksplozji, powieszone lub zmasakrowane w inny sposób? Nikt nie przedstawił przekonującego uzasadnienia wyjaśniającego dlaczego broń chemiczna jest źródłem mniej godnej śmierci niż pocisk moździerzowy. Moralne oburzanie się w tej sytuacji jest cyniczne. Prezydent Obama popełnił ogromny błąd, kiedy pod presją lecz bez potrzeby ustanowił sztuczną czerwoną linię, która teraz go prześladuje. Jeśli cokolwiek motywuje go do interwencji, to jest to strach przed okazaniem słabości, a nie fakt, że użycie broni chemicznej w jakiś sposób uczyniło tę wojnę bardziej okropną niż była
Kolejny błąd w debacie zdaniem autora to mówienie o tym, jakie znaczenie ma Syria dla nas