Podczas gdy "niezidentyfikowani", lecz w jakiś sposób uzbrojeni po zęby w rosyjską broń żołnierze "lokalnej samoobrony" grasują na Krymie, rosyjskie media - w tym trzy największe agencje prasowe - pokazują alternatywną rzeczywistość. Prym wiedzie w tym wielojęzyczna telewizja (dez)informacyjna Russia Today, która zasłynęła m.in. kilkuminutowym reportażem z serdecznego przyjęcia "niezidentyfikowanych" - pokazując, jak zamawiają kawę, biorą dzieci na ręce i podpisują autografy. Dlatego dość dużym zaskoczeniem było wystąpienie jednej z pracujących tam amerykańskich prezenterek, Abby Martin, która zwróciła się do swoich widzów takimi słowami:
To, że pracuje tutaj, dla RT, nie znaczy że nie mam publicystycznej niezależności. I trudno mi wyrazić, jak bardzo przeciwna jestem jakiejkolwiek interwencji jakiegokolwiek państwa w sprawy innego suwerennego państwa. To, co zrobiła Rosja jest złe. Przyznaję, że nie wiem zbyt wiele na temat historii i kultury Ukrainy, ani jej wewnętrznej dynamiki, ale to, co wiem, to to że interwencja zbrojna nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. I nie będę tu siedzieć i usprawiedliwiać agresji militarnej. (...) Sercem jestem z narodem Ukrainy. On jest tu prawdziwym przegranym, wykorzystywanym jako pionek w grze światowych potęg potęg.
Co spotka za to "niepokorną" (w cudzysłowie, bo wygląda to bardziej na wyreżyserowany akt PR niż szczere wyzwanie rzucone propagandzie) dziennikarkę? 5 lat łągru? Nie, to jednak nie te czasy (zresztą byłoby to trudne, biorąc pod uwagę fakt, że pracuje w waszyngtońskim oddziale telewizji).
Z pracy jej nie wyrzucą, do łagru ją nie ześlą, ale ześlą za to - na Krym. W celu reedukacji.