Wędrówka po internecie potrafi zaprowadzić nas czasem w naprawdę mroczne zaułki internetu. Można jednak w tych odwiedzinach, w tych zboczenia z głównej, wydeptanej ścieżki wyciągnąć coś pozytywnego - nawet jeśli nurt sieci zaprowadzi nas w prawdziwie opuszczone przez Boga miejsce. Takie na przykład, jak strona internetową tygodnika NIE.
Co nie jest zbyt zaskakujące, redaktor naczelny tego pisma Jerzy Urban opublikował swój tekst na temat zmarłego wczoraj gen. Wojciecha Jaruzelskiego. I choć tekst jest wszystkim tym, czego można było się spodziewać po tym autorze i po tym temacie, okazuje się, że można w nim znaleźć rzeczy pozytywne. Jak np. sporą dawkę absurdalnego, choć niezamierzonego humoru. Jak np. w tym fragmencie:
Powiem ostrożnie, że Jaruzelskiego uważam za jednego z największych polskich polityków, ale naprawdę On przerastał wszystkich: Stanisława Augusta, Wielopolskiego, Piłsudskiego. Owszem, Marszałek odparł bolszewików, a Generał się o nich oparł. Obaj dla kraju zrobili, co w ich mocy było. Jednakże mając władzę, Piłsudski ewoluował od demokraty do autokraty. Polityczna droga Generała Jaruzelskiego biegła przeciwstawnie.
Przede wszystkim jednak uderzające - i na swój sposób pozytywne - jest coś innego. To mianowicie, że okazuje się, że ten ostentacyjny cynik, nihilista i dekadent, którego jak wydawało się nic nie rusza, jest jednak zdolny do głębszych emocji i nawet do uczuć przypominających szlachetne. Tekst Urbana o Jaruzelskim jest bowiem napisany niezwykle ckliwie. Czytając go, aż czuje się, że nawet jeśli Urban łzy nad kartką nie uronił, to był ich bliski. W ten sposób tekst ten mówi więcej o autorze niż o zmarłym generale. Wystarczy przeczytać jego ostatni akapit (nie zważając najlepiej na samą jego treść):
Żaden inny przywódca w XX wieku tak się nie zachował: mając dużą konstytucyjną władzę, nie korzystał z niej. Stał się doradcą i notariuszem premiera Mazowieckiego. Chronił i aprobował tworzenie zachodniego modelu demokracji oraz kapitalizmu. Nie miał i mieć nie mógł w tym żadnej rachuby własnej. Na urzędzie spokojnie cierpiał upokorzenia. Odszedł dobrowolnie i cicho, z chwilą gdy przestał być nowej władzy potrzebny jako parasol ochronny. Jakiż inny polityk rezygnował ze wszelkich ambicji i uznawał swoją zbędność? Przez następcę pożegnany został po chamsku. Tak i teraz jest żegnany przez niedorżniętą watahę (...) Nad komuchem, który już dawno temu zrobił swoje i odszedł, nie pochylą się współczesne sztandary. Dla Komorowskiego i Tuska śmierć Jaruzelskiego to ani radość, ani żal, tylko kłopot, przez który trzeba się prześlizgnąć bez nadmiernych strat wizerunkowych.