Roma locuta, causa finita - mówiono w średniowiecznym świecie chrześcijańskim. Gdyby to powiedzenie przystosować do naszych czasów i do naszego miejsca, miejsce "Romy" zajęłaby "Agora". To bowiem media tego koncernu są ostatnią instancją, rozstrzygającą wszystkie spory w naszym kraju. A przynajmniej tak zdają się. uważać dziennikarze tych mediów. Tak jak Janina Paradowska, która w rozmowie z Grzegorzem Schetyną o nowo ożywionej aferze Kwaśniewskich wygłosiła taki oto rozbrajającą kwestię:
Cztery lata temu już to opisano. Cała strona w "Gazecie Wyborczej". Wszystko można przeczytać, potrzebna jeszcze komisja?
Ale okazuje się, że nie trzeba cofać się do tekstu sprzed czterech lat. Wystarczy zajrzeć do dzisiejszego numeru tego słowa objawionego dzisiejszej Polski, gdzie redaktor Wojciech Czuchnowski przypomina nam, jak to z tymi Kwaśniewskimi było. Bardzo skrupulatnie i krytycznie opisuje kolejne błędy i nielegalne działania ówczesnej CBA, dobitnie wykazując, że nie było żadnych konkretnych dowodów na winę Kwaśniewskich, a cała sprawa opierała się tylko na poszlakach. A co to za poszlaki?
Kamiński Przekonywał, że całą transakcją kierowała przez telefon żona byłego prezydenta. Razem z pośredniczącą w sprzedaży Marią J. miały ustalać cenę domu.
W podsłuchanych rozmowach zamiast o willi mowa jest o "butach". Maria J. mówiła Jolancie Kwaśniewskiej, że kupiec chce dać za buty nie 350, lecz 310 zł. Kwaśniewska zgodziła się. Potem Maria J. powiedziała Kwaśniewskiej, że buty będą w "rozmiarze amerykańskim", a nie "europejskim". Na koniec Maria J. zadzwoniła też do Michałowskiego, mówiąc: "nie wiem, czy wiesz, że sprzedajesz swój dom".