Przypominamy felieton Bogusława Chraboty z magazynu „Plus Minus” z 2014 r., gdy Janusz Korwin-Mikke został wybrany do Parlamentu Europejskiego
Miałem to szczęście w życiu, że spotkałem wielu dziwaków. Niektórzy z nich byli przy okazji wybitnymi ludźmi. Nie wszyscy, ale wielu. U części dziwactwo było uroczym dodatkiem do z lekka zagubionej osobowości, dla innych starannie wystudiowaną kreacją, a może nawet swego rodzaju apelem od świata. Hejnałem wygrywanym jak z wieży mariackiej: zobaczcie mnie, doceńcie, podziwiajcie, jaki jestem oryginalny! Pierwsi lśnili oryginalnym światłem dziwactwa do końca życia. W przypadku tych drugich z biegiem upływających lat dziwactwo wykoślawiało się, brzydło, traciło na świeżości.
Czytaj więcej
Nestor polskiej prawicy we wtorek ma zostać zastąpiony przez swojego zięcia w radzie liderów Konfederacji. W przyszłości może być nawet wykluczony z partii.
Maratończyk Stefan Kisielewski
Stefan Kisielewski, zgarbiony, wesoły staruszek. Potrafił przelecieć jak kula karabinowa dystans 600 metrów ze Starowiślnej na dworzec główny w Krakowie w dziesięć (może piętnaście) minut, wstępując po drodze do kilku knajp na setkę. Towarzyszący mu w drodze, mocno zasapany student krzyknął po powrocie do lokalu, w którym biesiadowaliśmy: zdążył! I nie wiem, czy więcej było w jego głosie triumfu z iście maratońskiego sukcesu staruszka, czy podziwu, że pan Stefan zdążył w tak krótkim czasie dolać do silnika tyle ulubionego paliwa.
Pudelek Janusza Korwin-Mikkego
Nie wiem, co się działo w pociągu, ale z pewnością nie było to barwniejsze od zachowania przeuroczego pudelka w fiacie należącym do Janusza Korwin-Mikkego, którym byłem wieziony z dworca w Warszawie na Mokotów którejś wiosny w drugiej połowie lat 80. JKM jechał jak zwykle bez pasów, ja (jakżeby inaczej, też bez pasów) obok niego. Na tylnej kanapie siedział pudelek, towarzysz drogi i własność JKM. W pewnym momencie, na wysokości ówczesnego Supersamu (zbieg Puławskiej i Waryńskiego) ktoś nagle w przodzie ostro przyhamował. JKM z pasją wbił w podłogę pedał hamulca. Fiat zatrzymał się w miejscu, ryjąc niemal asfalt kołami. JKM poleciał na kierownicę, ja wygrzmociłem łbem w szybę, ale najstraszniejszy był los pudelka. Ten wykonał lot koszący między fotelami, uderzył główką w coś twardego koło kierownicy i głośno charcząc... zwymiotował balonik. – To nic – powiedział twardo szef Officyny Liberałów. – To jeszcze z sylwestra! Pojechaliśmy dzielnie dalej, choć pudel przewracał przez jakiś jeszcze czas otępiałymi oczami.
Tadeusz Kantor walczący z ławką
Czyżby bardziej był zdezorientowany od Tadeusza Kantora, którego widziałem kiedyś walczącego z ławką na rogu Basztowej, która przytrzymywała go jak na smyczy za pomocą jego własnego fioletowego szala. Było zimno. Kantor pewnie przysiadł na chwilę na ławce. Szal jakimś cudem wplątał się między podniszczone deski i uwięził twórcę Cricot 2 na dobre. Ten nie mógł sobie poradzić i wiele naprawdę wydarzyło się wysokiej sztuki pantomimicznej, zanim reżyser wreszcie się poddał i poszedł dalej z gołą szyją. A może po chwili, już uspokojony, wrócił? Tego już nie widziałem.