Obserwując to, co się dzieje dziś w Rosji i w stosunkach Moskwa-Zachód, przywodzi na myśl film "Powrót do przyszłości". Bo rzeczywiście, wszystko wydaje się wracać do czasów minionych, tylko że "bardziej": afery szpiegowskie, embarga, wojny zastępcze (tzw. proxy wars), a wkrótce nawet puste półki w sklepach i żywność tylko z "zaprzyjaźnionych krajów" (z tym że dziś jest ich dużo mniej niż wtedy). Jeszcze większy powrót do przyszłości widać w mediach. Tutaj też, niektórzy twierdzą, jest tak jak dawniej - tylko że "bardziej".
Tak twierdzi rosyjski publicysta Andriej Małgin, który swoje dziennikarskie szlify odbierał w starej dobrej, sowieckiej szkole propagandy.
Zdobyłem swój tytuł magistra w latach 70-tych na uniwersytetach w Moskwie i Warszawie. W obu placówkach wykładowcy używali tego samego, archetypicznego przykładu, aby wyjaśnić, jaka jest natura propagandy: możemy powiedzieć, że szklanka jest w połowie pusta lub w połowie pełna. Oba zdania są prawdziwe, ale służą innym celom propagandowym. (...) Idea, jaka za tym stała polegała na tym, że w ten sposób mogliśmy skutecznie wpływać na odbiorców bez uciekania się do kłamstw. Tak właśnie działała sowiecka propaganda: władza interpretowała obiektywne fakty w taki sposób, by pasowały do ich celów
- wspomina Małgin na łamach "Moscow Times". Dziś jest podobnie - tylko że bardziej.
Szklanka jest pusta, świat widzi, że jest pusta, ale rosyjskie media oświadczają: "szklanka jest zupełnie pełna". A kiedy tylko szklanka się wypełni, wtedy słyszymy: "szklanka jest pusta. Nic w niej nie ma". Pracowałem w sowieckich gazetach od czasów Breżniewa do Gorbaczowa, ale dopiero teraz widzę władzę kłamiącą tak bezczelnie i bezwstydnie. Osiągnęła ona nowe dno.