Co by złego nie mówić o Bartłomieju Sienkiewiczu - a można by mówić dużo - to jedno trzeba mu przyznać: ma swój styl. Nie jest to może styl zbyt elegancki i zbyt przyjemny, ale bez wątpienia niezwykle barwny, co samo w sobie - jak się okazuje po żenująco nijakim i rozedrganym przedstawieniu rządu przez Ewę Kopacz - może wystarczyć, byśmy jeszcze zatęsknili za odchodzącym ministrem. A jeśli nie za nim samym, to przynajmniej za jego talentem do bon motów i wypowiadania filmowych wręcz kwestii, spośród których wiele już zdążyło trafić do klasyki polszczyzny. "Idziemy po was", "Państwo istnieje tylko teoretycznie", nie wspominając już o "kamieni kupie". Sienkiewicz był pod tym względem niewyczerpaną wręcz fontanną. Dlatego nie dziwi sposób, w jakim pożegnał się ze swoją rolą w rządzie.
Zrobił to podczas piątkowego wywiadu w RMF FM, gdzie po swojemu, wśród językowych fajerwerków, z otwartą przyłbicą i bez krzty wstydu odpowiadał na pytania aforyzmami, które jeśli nie wejdą, to powinny wejść do kanonu polskiej polityki.
I nic to, że głos jego i dyspozycja wskazywała na problemy z golenią, a naprzeciw siebie miał siebie miał będącego w świetnej formie i - cytując innego klasyka - ostrego jak brzytwa Konrada Piaseckiego.
Dlatego kiedy dziennikarz zapytał go, co robił w restauracji Sowa i Przyjaciele i czy nie żałuje słów, które tam powiedział, ten odpowiedział dziarsko, bez skrupułów:
Wie pan co, "Bieługa" to jest dobra wódka. Dobra restauracja ma swoje prawa. Ja jestem trochę człowiekiem biesiadnym, w związku z tym też rozumiem pewne konsekwencje, które ponoszę z tego tytułu