Śledczy właśnie wszczęli dochodzenie w sprawie głośnej już od wielu dni podróży posłów Prawa i Sprawiedliwości do Madrytu. Na posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy mieli jechać samochodami, skorzystali jednak z lotu tanimi liniami. Na wyjeździe mieli więc szansę zarobić.
Prokuratura podejrzewa, że mogło dojść do oszustwa. Chodzi o art. 286 kodeksu karnego. Jeśli sąd uznałby taką kwalifikację za właściwą, politykom grozić by mogło od sześciu miesięcy nawet do ośmiu lat pozbawienia wolności. Prokuratorzy mają wątpliwości, czy Adam Hofman, Adam Rogacki i Mariusz Antoni Kamiński zgodnie z prawem rozliczyli pobrane na tę podróż zaliczki. Jak wynika bowiem ze złożonych w Kancelarii Sejmu wniosków, wszyscy trzej zgodnie pobrali pieniądze na wyjazd samochodem, a skorzystali z tanich linii lotniczych, zaoszczędzając w ten sposób znaczną część kwoty. Politycy wprawdzie poinformowali o tym fakcie Kancelarię Sejmu i rozliczyli się z różnicy, jaka pozostała pomiędzy wypłatą a ceną biletu, ale zrobili to dopiero, kiedy sprawa trafiła do mediów i ujrzała światło dzienne. Ostatecznie wybrali samolot, bo jak tłumaczą, żaden z nich nie mógł pojechać, tak jak wcześniej zamierzał, samochodem.
Teraz prokuratura musi sprawdzić, czy posłowie Hofman, Rogacki i Kamiński nie dopuścili się oszustwa. Problem sprowadza się do ustalenia konkretnych dat: kiedy pobrali zaliczki i kiedy ostatecznie kupili bilety na samolot. Jeśli się okaże, że wyłudzili zaliczki na paliwo, planując o wiele wcześniej podróż samolotem, mogą odpowiadać za oszustwo. Jeśli nie, mogą się skutecznie bronić, choć to prokuratura, a niewykluczone, że potem i sąd, będą musiały dać im wiarę.
Dla dalszych losów posłów nie bez znaczenia jest też to, czy hiszpańska wyprawa była jedyną, do jakiej doszło w tej formie. Wszystko zależy więc od wyników audytu, jaki zapowiedział w Sejmie marszałek Radosław Sikorski. Jedno jest pewne – śledztwo trochę potrwa. Ewentualne zarzuty mogą być bowiem naprawdę poważne.