Arkadiusz Jakubik: Strach XXI wieku

Arkadiusz Jakubik mówi o płycie zespołu Dr Misio, filmie „Wesele 2" Smarzowskiego i serialu „Król".

Publikacja: 20.10.2020 21:00

Arkadiusz Jakubik. Wideo „Strach XXI wieku” do płyty o tym tytule

Arkadiusz Jakubik. Wideo „Strach XXI wieku” do płyty o tym tytule

Foto: Universal Music

Śpiewa pan w „Strachu XXI wieku”, a teledysk świetnie to obrazuje, o powrocie, zwłaszcza w Internecie, szalbierzy i spiskowych teorii, które napędzają nasz świat. Jaką największą bzdurę pan ostatnio słyszał?

Że pandemia jest wymyślona po to, by przyjmując szczepionkę przeciwko koronawirusowi, na którą tak czekamy, pozwolimy sobie wstrzyknąć nanochipy. Wtedy zaś kontrolę nad nami przejmie Bill Gates czy inne rekiny finansjery i w  każdej chwili będą mogli nas wyłączyć, znaczy dezaktywować. Zacznę jednak od tego, że płyta „Strach XXI wieku” była skończona pod koniec 2019 r. Nikt wtedy nie przypuszczał, że za chwilę świat się zatrzyma. Wszystko się przewartościowało. Do tej pory sądziłem, że najbardziej boję się uciekającego czasu i samotności. W pandemicznej rzeczywistości okazało się, że najbardziej boję się ludzkiej głupoty, wpływu na ludzi fake newsów i spiskowych teorii. One atakowały nas zawsze, ale teraz weszły do społecznego mainstreamu. Zaczynamy o tych bzdurach rozmawiać na poważnie.

One mają decydujący wpływ na kampanie polityczne w Ameryce, Wielkiej Brytanii, a także u nas.

Tak, bo Internet, przy wszystkich korzyściach jakie nam daje, zatruwa głowy milionów ludzi kłamstwem, fałszem, a dzieje się to na komercyjne zamówienie politycznych sztabów, co potwierdza plebiscyt w sprawie brexitu czy kampania prezydencka Donalda Trumpa. Nowe zabobony, jakich nie było od średniowiecza, pomagają zarządzać światem.

Najgorsze jest to, że ludzie z tymi zabobonami czują się szczęśliwi.

Tak, one stają się nową religią XXI wieku. Przypomina mi się ulubiona przypowiastka Daniela C. Dennetta o mrówce, która nie wiadomo dlaczego wchodzi na źdźbło trawy i spada na ziemię, jak Syzyf, powtarzając tę czynność nieustannie. Okazuje się, że mrówka jest zainfekowana przez motyliczkę wątrobową. To pasożyt, który opanowuje mózg mrówki, by stała się środkiem transportu i dostarczyła motyliczkę do żołądka owcy, kozy lub krowy, by ta mogła rozpocząć kolejną fazę rozwoju. Zastanawiam się, co dziś jest odpowiednikiem motyliczki wątrobowej w mechanizmach społecznych, które obserwujemy, a których nie możemy zrozumieć.

Świat jest spolaryzowany, ale czy tylko jedna strona światopoglądowego konfliktu ma swoją nową religię? Czy gdy ktoś przebóstwia jogę i nowe diety - nie stają się one kolejnym obsesyjnym kultem?

Oczywiście. Polecam lekturę „Dziennika hipopotama” Krzysztofa Vargi. Zamiast stawiać kolejny mur, który dzieli Polaków, przystawia nam lustro. Możemy w nim zobaczyć lewicowe aktywistki i prawicowych radykałów, którzy operują podobnym rodzajem frazeologii, lansując się w roli wszystkowiedzących mentorów, pozostałych ograniczając do roli tych, którzy muszą się nawrócić na prawicową czy świecką religię.

Brakuje złotego środka?

Problem polega na tym, że zatraciliśmy zdolność wzajemnego słuchania się, rozmowy. Można inaczej, a jako przykład podaję zawsze doświadczenie w zespole Dr Misio. Stanowimy patchworkową rodzinę, w której jest m. in. buddysta, ojciec młodego księdza, nauczyciel muzyki w przedszkolu. Reprezentujemy różne poglądy, również polityczne. Słuchanie innych nie jest łatwe i jako pierwszy muszę posypać głowę popiołem. Pamiętam kiedy wysłałem kolegom scenariusz teledysku „Pismo”, który miał nakręcić Wojtek Smarzowski, spotkałem się z odmową części zespołu.

Najkrócej: teledysk pokazuje Kościół jako biznes.

Koledzy uznali, że scenariusz obraża ich uczucia religijne. Nastąpiła polaryzacja, emocje wzięły góry: wściekłem się. Dziwiłem się, jak mogą odmówić udziału w teledysku takiego reżysera. Myślałem o rozwiązaniu zespołu.

Miał się odbyć symboliczny podział Polski.

Zaprosiłem do teledysku Olafa Deriglasoffa, na perkusji zagrał menedżer Romek Rojewski. Musiało upłynąć trochę czasu, moja głowa musiała ostygnąć, bym zrozumiał, że jestem kompletnym debilem. Po prostu nie miałem racji. Nie potrafiłem uszanować prawa drugiej strony do swojego światopoglądu. Pointa jest pozytywna. Koledzy zobaczyli teledysk, uznali że ich obawy były przesadzone, a kiedy zapytałem ich, czy wystąpią w koloratkach na festiwalu w Opolu – wszyscy się zgodzili. Festiwal się nie odbył z powodu cenzurowania artystów, m. in. Dr Misio, ale my dalej gramy ze sobą i przyjaźnimy się. Nie pouczamy się, tylko słuchamy. Szukamy tego, co nas łączy, a nie dzieli.

A pana udział w „Klerze” nie wywołał schizmy w zespole?

Wszyscy film widzieli, rozumieją jego wagę i są zbulwersowani lekceważeniem przez Kościół problemów, które poruszyliśmy. Wielu Polakom wydawało się, że „Kler” będzie kroplą drążącą kamień, zaś film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” stanie się kulą śnieżną, która wywoła lawinę. Okazuje się jednak, że pedofilia dla hierarchów katolickich nie stanowi problemu. Nie powstała tak jak w innych krajach świecka komisja, która miałaby dostęp do diecezjalnych archiwów. Wychodzą na jaw nowe sprawy tuszowania pedofili przez biskupów. Panuje zmowa zmilczenia. Dopóki rządzi „dobra zmiana” – nie ma szansy na zmianę.

Wspomniał pan o Krzysztofie Vardze, który pisze teksty dla Dr Misia. Kiedy podpisujecie je razem?

Znamy się od lat, jak łyse konie, czasami nie chcielibyśmy, aż tak dużo o sobie wiedzieć. W tych tekstach, które mi Krzysztof przynosi w całości, dokonuję kosmetycznych zmian, wybieram refren, skracam. Ale zdarza się też, że z przebogatej twórczości pisarza Vargi, za jego zgodą, wybieram sobie jakieś  frazy, zdania i dopisuję swoje spostrzeżenia. Wtedy jesteśmy współautorami. Razem pisać nie dalibyśmy rady, bo to jednak intymna sprawa. Ale na nowej, czwartej płycie Dr Misio, zdarzyło się po raz pierwszy, że napisałem dwa teksty od początku do końca. Dlatego też chyba jest dla mnie ważniejsza od poprzednich.

Ważny jest motyw przemijania, o którym pan wspominał, ale został również ujęty żartobliwie w teledysku „Siedemnastolatki”, gdzie wraz z zespołem wraca pan do podstawówki w szkolnych mundurkach a la polski Angus Young.

Znam swój pesel na pamięć, a jednocześnie hołubię w sobie tego chłopaka, tego gówniarza, który we mnie cały czas siedzi i czasem zakłada krótkie spodenki. Chciałbym jak najczęściej wracać do drugiej połowy lat 80-tych, do Jarocina i czasu kiedy przechodziłem wszystkie „pierwsze razy”: inicjacje muzyczne i te z dziewczynami. Mając już pięćdziesiątkę, postanowiłem znowu założyć szkolny mundurek z tornistrem i choćby na planie teledysku przenieść się do przeszłości. Również dlatego, że Angus Young i AC/DC to wciąż jeden z moich ulubionych zespołów. I zrobiliśmy chuligański wideoclip. Ale przeanalizowałem też pod względem prawnym kontekst marzeń o siedemnastolatkach. Starszy syn sprawdził w Kodeksie Karnym, że nie wolno deprawować osób, które nie skończyły 15 roku życia. Pobłogosławiła piosenkę żona Agnieszka, śpiewając w niej chórki, zaś wcześniej zrobiła to w wersji demo nastoletnia dziewczyna mojego młodszego syna.

W serialu „Król”, który czeka na emisję, stworzył pan kreację Kuma Kaplicy i króluje jako dawny PPS-owski bojowiec na ekranie. Czy kostiumowa postać w meloniku to nowe doświadczenie?

To przede wszystkim 13 kilogramów nadwagi, które bezskutecznie próbuję od roku zrzucić. I serce też mam jak Kaplica, „po tej właściwej, lewej stronie”. A tak serio, to dawno nie miałem tak ciekawej i skomplikowanej postaci do zagrania. Z jednej strony król robotniczo-żydowskiej Warszawy, uwielbiany przez gawiedź, piosenki o nim śpiewa ulica, bo potrafi pomóc ludziom w potrzebie, nakarmić, a z drugiej strony po prostu gangster, który ma kilka mrocznych tajemnic za uszami. Protoplastą tej postaci był niejaki Łukasz Siemiątkowski zwany „Tatą Tasiemka”, bo pracował kiedyś w fabryce tkackiej, potem działacz PPS-u nieźle zblatowany z władzą II RP, gdyż w 1918 roku siedział w Modlinie z Walerym Sławkiem, który później trzy razy był premierem i chętnie przymykał oczy na działalność gangsterską kolegi.

Akcja związana z Kaplicą pokazuje jak faszyzuje się życie Polski. Oenerowcy przemknęli, nie całkiem poważnie, przez „Zezowate szczęście”. Czy w „Królu” zobaczymy ich serio, jak zagrażają demokracji?

Zobaczymy. Powieść Twardocha jest zwierciadłem, w której może się przejrzeć współczesna Polska. Podziały zostały takie same. Zmieniły się tylko kostiumy. W serialu jest tak samo. Jest niebywale aktualny. Tylko dzisiaj miejsce Żydów zajęła mniejszość LGBT.

Jaki film kręci pan z Wojciech Smarzowskim?

Mogę ujawnić tylko, że nosi tytuł „Wesele 2”, a gram w nim wokalistę i wodzireja z zespołu disco-polo. Zaprosiłem do współpracy na planie mojego przyjaciela Olafa Deriglasoffa, który zrobił fantastyczne aranżacje discopolowych przebojów, a w trakcie pracy wpadłem na inny pomysł. Wiadomo: trwa pandemia, koncerty odwołują, nie wiadomo jak będzie, ale wesela, większe czy mniejsze, będą zawsze. Dlatego zakładamy z Olafem ekscentryczny weselny duet o nazwie Imperium. Mamy już gotowe piosenki, zaś obok mnie na wsi pod Warszawą, gdzie mieszkam, działa dom weselny. Wręczymy właścicielowi płytę z piosenkami, zaproponujemy współpracę. Moja żona chce śpiewać chórki. Zgodziłem się pod warunkiem, że kupi sobie krótką sukienkę z cekinami. Stworzymy klasyczny tercet egzotyczny. Zapraszamy do zabawy!

Śpiewa pan w „Strachu XXI wieku”, a teledysk świetnie to obrazuje, o powrocie, zwłaszcza w Internecie, szalbierzy i spiskowych teorii, które napędzają nasz świat. Jaką największą bzdurę pan ostatnio słyszał?

Że pandemia jest wymyślona po to, by przyjmując szczepionkę przeciwko koronawirusowi, na którą tak czekamy, pozwolimy sobie wstrzyknąć nanochipy. Wtedy zaś kontrolę nad nami przejmie Bill Gates czy inne rekiny finansjery i w  każdej chwili będą mogli nas wyłączyć, znaczy dezaktywować. Zacznę jednak od tego, że płyta „Strach XXI wieku” była skończona pod koniec 2019 r. Nikt wtedy nie przypuszczał, że za chwilę świat się zatrzyma. Wszystko się przewartościowało. Do tej pory sądziłem, że najbardziej boję się uciekającego czasu i samotności. W pandemicznej rzeczywistości okazało się, że najbardziej boję się ludzkiej głupoty, wpływu na ludzi fake newsów i spiskowych teorii. One atakowały nas zawsze, ale teraz weszły do społecznego mainstreamu. Zaczynamy o tych bzdurach rozmawiać na poważnie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem