Episkopat Polski po raz kolejny zabrał głos w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego. Biskupi przypomnieli, że z punktu widzenia nauczania Kościoła in vitro jest nie do przyjęcia. Ale podkreślili też, że na płaszczyźnie politycznej trzeba szukać rozwiązania kompromisowego. Argumentują, że powinno ono być jak najbliższe katolickiej etyce. We wtorkowym oświadczeniu prezydium episkopatu (abp Stanisław Gądecki, abp Marek Jędraszewski i bp Artur Miziński) zaapelowało do parlamentarzystów, by rozważyli wszystkie argumenty, które spowodują przyjęcie „prawa, które poprawi obecną sytuację, a nie ją zalegalizuje bez zastrzeżeń". Komentując ów dokument biskupów, „Gazeta Wyborcza" uderzyła w alarmujący ton, zarzucając hierarchom, że grożą posłom wykluczeniem ze wspólnoty Kościoła. A przecież aż 70 proc. Polaków popiera in vitro. Zatem jeśli parlamentarzyści pójdą za głosem biskupów, dokonają „zdrady" narodu. A na dodatek – jak przypomina „GW" – Polacy nie chcą, by biskupi wpływali na głosowania sejmowe. Innymi słowy: biskupi, bądźcie cicho, nie zabierajcie głosu w żadnej drażliwej moralnie sprawie, wycofajcie się do zakrystii lub leżcie krzyżem przed ołtarzem i módlcie się o światło dla posłów oraz senatorów, ale nie próbujcie im mówić nic o sumieniu.