„Miś koala odwiedził szpital w Australii" – ta energetyczna wieść gościła na portalu TVP Info w poranek po debacie kandydatów na prezydenta. Tak łatwo znużyć i przepalić zwoje mózgowe publiki. Nie dziw, że transmisję debaty uznano w tej stacji za zbyteczną. Wspaniałomyślnie za to, w kątku studia, w którym rzecz się rozgrywała, postawiono panią, która opowiedziała własnymi słowami o tym, co dzieje się pośrodku. Metoda to zacna, sprawdzona podczas wielu bezpośrednich relacji TVP Info z patriotycznych, obywatelskich okazji.
Przez wiele godzin zasilają wówczas studio tęgie, uniwersyteckie głowy, a na maciupeńkim podglądzie w kącie ekranu, w kłębach dymu z rac rzucanych przez niezidentyfikowanych prowokatorów, majaczą złowieszcze, kibolskie sylwetki, lub też sam, rozpalający wyobraźnię dym. Utrzymywanie wrażenia w trakcie godzin trwania pochodu, że tłum liczy zaledwie kilka setek wymaga wprawdzie reporterów najwyższej klasy, ale przy profesorskiej stawce oddelegowanej do oświecania ludu w telewizji, to jednak pikuś. Jaki bowiem winien być wymarzony widz, taki i dla niego profesor. A nie każdy profesor na taki deal poleci.
„POWIEM TAK" – zaczął, tym razem, profesor Maciej Mrozowski ( „Panorama dnia", 5.05.2015 ) swą opowieść o debacie kandydatów na prezydenta.„Powiem tak" – jest ulubioną figurą retoryczną mas, które muszą dać sobie czas do rozruchu centrum myślenia, zamiast od razu mówić z sensem. „ Metaforę klocków lego zastosuję!" – po raz wtóry z pompą zapowiedział profesor. „To mogło nieźle NAMIESZAĆ W GŁOWACH" – ciągnął kolokwialną narrację o debacie, którą przed chwilą, łaskawie, acz z mocy prawa i jednorazowo uraczono cały naród w Jedynce. „I CZSZEBA się zabawić w TĄ, niestety, zabawę i sobie ułożyć prezydenta!" – spuentował swój wywód przebiegle. W rzeczy samej, sporą wyrozumiałością muszą się szczycić studenci niektórych profesorów, bo to i fonetyka specyficzna, i gramatyka, i stylistyka myśli głębokich - całe to oratorskie i politologiczne chałupnictwo może zaskoczyć. Było nie było, mowa o poziomie uniwersyteckim.
Dyskutantów telewizyjnego jury z mety połączył niesmak z powodu zbyt licznej grupy konkurentów do prezydenckiego urzędu. Wzmiankowany profesor otwarcie ujął problem dostępu do żyrandola:
„Sto tysięcy zebrać nie jest tak trudno, jak się okazuje i gdybyśmy krzewili taką ideę demokracji ludowej, powiedzmy w CUDZYSŁOWIU ( : ))), no to w następnych wyborach będziemy mieli dwadzieścia kandydatów, prawda?".