Ucieczka byłego już sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na Białoruś i jego prośba o azyl stała się silnym impulsem do napędzenia mechanizmu polaryzacji, do którego powoli wszyscy już się chyba przyzwyczajamy. Dwaj główni gracze na polskiej scenie politycznej — KO i PiS — zaczęli sobie przerzucać sędziego, niczym gorący kartofel, zastanawiając się z kim bardziej związany był sędzia szukający dziś szczęścia w kraju Aleksandra Łukaszenki.
Czytaj więcej
Gdyby brać za dobrą monetę zapewnienia polityków z obozu PiS, a zwłaszcza Suwerennej Polski, że sędziego Tomasza Szmydta w zasadzie nikt nie znał, to są tylko dwie możliwości: albo mamy do czynienia z ludźmi niezbyt spostrzegawczymi, albo Tomasz Szmydt był superagentem na miarę Stirlitza do kwadratu.
Lepszą pozycję wyjściową ma tu oczywiście KO, bo PiS i Suwerenna Polska mogą wykonywać najbardziej karkołomne fikołki, które nie zmienią faktu, że Szmydt był najbliżej ośrodków władzy w czasie, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro, a nie Adam Bodnar. Afera hejterska, w której uczestniczył, również wymierzona była w przeciwników PiS, a nie w przeciwników Koalicji Obywatelskiej. Wreszcie — last but not least — okazuje się, że sędzia wypoczywał na Białorusi w czasach, gdy za służby odpowiadali Mariusz Kamiński z Maciejem Wąsikiem, a nie Tomasz Siemoniak.
Wybory do Parlamentu Europejskiego: Jak KO i PiS polaryzują pole wyborczej walki
Stąd też nie dziwi, że KO politycznie postanowiła wykorzystać całą sprawę do uderzenia w PiS, wzmacniając przedstawianą już wcześniej narrację, że wybory do Parlamentu Europejskiego będą de facto wyborem cywilizacyjnym między Zachodem a Wschodem. Już po ucieczce Szmydta Donald Tusk na jednym oddechu pisał, że mamy wybór między „Europą i Rosją„ oraz ”KO i PiS", co zawierało oczywistą presupozycję kto jest tu kim.
Kolejne dni przyniosły tylko umacnianie tego przekazu — po pierwszym Kolegium ds. Służb Specjalnych padły słowa o "przerwaniu dochodzenia czy sprawdzania niektórych osób i zdarzeń, które mogły wskazywać na aktywność i wpływ rosyjskich i białoruskich służb w aparcie władzy szeroko pojętym". A na koniec Donald Tusk w Sejmie przywołał słowa Leszka Moczulskiego o "Płatnych Zdrajcach Pachołkach Rosji" co było klamrą spajającą całą narrację. Pole wyborczej bitwy zostało przygotowane - trzeba głosować na KO, bo za plecami PiS czai się złowroga Rosja.