Artur Bartkiewicz: Czy sprawa sędziego Tomasza Szmydta najbardziej zaszkodzi Trzeciej Drodze i Lewicy?

Sprawa sędziego Tomasza Szmydta zdominowała polską politykę w ostatnich dniach do tego stopnia, że chyba nawet rekonstrukcja rządu znalazła się w jej cieniu. Może mieć to istotny wpływ na wynik wyborów do PE - i jest to zła wiadomość dla koalicjantów Koalicji Obywatelskiej.

Publikacja: 11.05.2024 08:01

Włodzimierz Czarzasty i Szymon Hołownia, liderzy Lewicy i Trzeciej Drogi, mają o czym myśleć przed w

Włodzimierz Czarzasty i Szymon Hołownia, liderzy Lewicy i Trzeciej Drogi, mają o czym myśleć przed wyborami do PE

Foto: PAP, Paweł Supernak, Leszek Szymański

Ucieczka byłego już sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na Białoruś i jego prośba o azyl stała się silnym impulsem do napędzenia mechanizmu polaryzacji, do którego powoli wszyscy już się chyba przyzwyczajamy. Dwaj główni gracze na polskiej scenie politycznej — KO i PiS — zaczęli sobie przerzucać sędziego, niczym gorący kartofel, zastanawiając się z kim bardziej związany był sędzia szukający dziś szczęścia w kraju Aleksandra Łukaszenki.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: W obozie PiS nikt nie zna Tomasza Szmydta, czyli Stirlitz do kwadratu

Lepszą pozycję wyjściową ma tu oczywiście KO, bo PiS i Suwerenna Polska mogą wykonywać najbardziej karkołomne fikołki, które nie zmienią faktu, że Szmydt był najbliżej ośrodków władzy w czasie, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro, a nie Adam Bodnar. Afera hejterska, w której uczestniczył, również wymierzona była w przeciwników PiS, a nie w przeciwników Koalicji Obywatelskiej. Wreszcie — last but not least — okazuje się, że sędzia wypoczywał na Białorusi w czasach, gdy za służby odpowiadali Mariusz Kamiński z Maciejem Wąsikiem, a nie Tomasz Siemoniak.

Wybory do Parlamentu Europejskiego: Jak KO i PiS polaryzują pole wyborczej walki

Stąd też nie dziwi, że KO politycznie postanowiła wykorzystać całą sprawę do uderzenia w PiS, wzmacniając przedstawianą już wcześniej narrację, że wybory do Parlamentu Europejskiego będą de facto wyborem cywilizacyjnym między Zachodem a Wschodem. Już po ucieczce Szmydta Donald Tusk na jednym oddechu pisał, że mamy wybór między „Europą i Rosją„ oraz ”KO i PiS", co zawierało oczywistą presupozycję kto jest tu kim.

Kolejne dni przyniosły tylko umacnianie tego przekazu — po pierwszym Kolegium ds. Służb Specjalnych padły słowa o "przerwaniu dochodzenia czy sprawdzania niektórych osób i zdarzeń, które mogły wskazywać na aktywność i wpływ rosyjskich i białoruskich służb w aparcie władzy szeroko pojętym". A na koniec Donald Tusk w Sejmie przywołał słowa Leszka Moczulskiego o "Płatnych Zdrajcach Pachołkach Rosji" co było klamrą spajającą całą narrację. Pole wyborczej bitwy zostało przygotowane - trzeba głosować na KO, bo za plecami PiS czai się złowroga Rosja.

Tak silny atak na PiS wywołać musi jednak również mobilizację twardego elektoratu tej partii. Tak zdecydowane oskarżanie „ich” ugrupowania o prorosyjskość stawia bowiem w niekorzystnym świetle również ich i każe odrzucić całą tę narrację przyjmując ją jako dowód, że druga strona stosuje chwyty poniżej pasa, w związku z czym jeszcze bardziej trzeba skupić się pod zagrożonym sztandarem.

PiS ma zresztą własną polaryzacyjną opowieść na te wybory. Przy urnach, jak przekonuje Jarosław Kaczyński i inni politycy tej partii, będą się decydować losy suwerenności kraju, jego rozwoju i dobrobytu. Tak jak w historii KO i Tuska za plecami PiS czai się Rosja, tak w opowieści snutej przez Jarosława Kaczyńskiego za plecami Tuska stoi Berlin, Bruksela, Ursula von der Leyen i „Zielony ład”. I tak, PiS uczestniczył w wyborze Ursuli von der Leyen przedstawiając go nawet jako swój sukces. PiS, choćby poprzez komisarza Janusza Wojciechowskiego, miał też duży udział w kształtowaniu „Zielonego ładu”. Ale to podważa wiarygodność tej narracji tylko u tych, którzy i tak na PiS nie głosują.

Wybory do PE - kalendarz

Wybory do PE - kalendarz

PAP

Wybory do Parlamentu Europejskiego: Z czym do wyborów pójdą Lewica i Trzecia Droga?

Na takim boisku Lewica i Trzecia Droga stoją jednak na wyraźnym spalonym. Na razie bowiem nie przebijają się żadne narracje, które pozwoliłyby „ponieść” te ugrupowania. W dyskusji jaka rozgorzała po ucieczce Szmydta na Białoruś głosy Trzeciej Drogi i Lewicy były praktycznie niesłyszalne. W proeuropejskości jako kontrze do eurosceptycyzmu PiS trudno im będzie wygrać wyścig z KO, której atutem jest tu również silna pozycja w odgrywającej kluczową rolę w Parlamencie Europejskim Europejskiej Partii Ludowej. Lewica próbuje ustawiać się w kontrze do KO ws. CPK, co może być próbą tworzenia narracji modernizacyjnej przeciwstawianej zbyt mało ambitnemu podejściu KO do tego tematu, problem polega jednak na tym, że CPK to jednak temat PiS-u i trudno będzie w niespełna miesiąc, jaki został nam do wyborów do PE, „przechwycić” go Lewicy.

Obie partie mają bardzo mało czasu, by zmienić niekorzystne dla nich warunki gry, a w szczególnie trudnej sytuacji jest Lewica. Kolejne wybory, w których uzyska wynik jednocyfrowy, będą dla niej sporym problemem, bo mogą ostatecznie zdemobilizować pozostały przy niej elektorat, który może zacząć szukać nowych rozwiązań, na co z pewnością liczą w KO.

Ucieczka byłego już sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na Białoruś i jego prośba o azyl stała się silnym impulsem do napędzenia mechanizmu polaryzacji, do którego powoli wszyscy już się chyba przyzwyczajamy. Dwaj główni gracze na polskiej scenie politycznej — KO i PiS — zaczęli sobie przerzucać sędziego, niczym gorący kartofel, zastanawiając się z kim bardziej związany był sędzia szukający dziś szczęścia w kraju Aleksandra Łukaszenki.

Pozostało 91% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Interwencja Boża w wybory w Ameryce
Publicystyka
Paweł Kowal: W sprawie Ukrainy NATO w połowie drogi
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Przez logikę odwetu Donald Tusk musi za wszelką cenę utrzymać się u władzy
Publicystyka
Groźny marsz Marine Le Pen
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Publicystyka
W Małopolsce partia postawiła się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Czy porażkę można przekuć w sukces?