Jędrzej Bielecki: PiS nie podniósł nas z kolan. A droga, by Polska weszła do pierwszej ligi, była w zasięgu Jarosława Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński pozostawił Polskę z najsłabszą pozycją na świecie od upadku komunizmu.

Publikacja: 24.01.2024 03:00

Jarosław Kaczyński nie docenił w szczególności tego, że brukselska biurokracja może działa i powoli,

Jarosław Kaczyński nie docenił w szczególności tego, że brukselska biurokracja może działa i powoli, ale konsekwentnie.

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Diagnoza Kaczyńskiego była dobra: w 2015 roku Polacy mieli dosyć układu uczeń–nauczyciel w relacjach z Brukselą, Paryżem czy Berlinem. I gdyby nie narastające zagrożenie ze strony Rosji, zapewne podobnej zmiany oczekiwaliby i w relacjach z Waszyngtonem. Na podobnym etapie wolności, ćwierć wieku od śmierci Franco, to samo przeżywała na przykład Hiszpania: nagle dostrzegła, że Francja, która była dla niej wzorem, nie jest znowu aż takim rajem. I postanowiła się przekształcić w samodzielnego gracza w Unii: to z Madrytu wyszedł choćby pomysł Funduszu Odbudowy po pandemii, który dziś jest przedmiotem tak gorących dyskusji nad Wisłą.

Jednak nad realizacją wizji Kaczyńskiego zaciążyła jego wrodzona nieufność. Uznał, że tylko on sam może być ostatecznym arbitrem najważniejszych decyzji w polityce zagranicznej. Więcej: ta polityka miała pod jego rządami służyć w pierwszej kolejności nie dobru państwa, ale utrzymaniu władzy przez PiS.

Jarosław Kaczyński nie rozumiał Unii Europejskiej

Taki system nie miał szansy funkcjonować, bo świat jest zbyt złożony, aby mógł się w nim rozeznać w pojedynkę starzejący się, samotny pan nieznający żadnego obcego języka i mający za doradców głównie klakierów, a nie niezależnych ekspertów (ci, którzy – jak Jacek Czaputowicz czy Konrad Szymański – zdobyli się na niezależność, musieli odejść). Polityk, który właściwie nigdy nie wyjeżdża za granicę i nie spotyka się z obcymi przywódcami.

Czytaj więcej

Sukcesja w PiS po cichu. Kto będzie następcą Jarosława Kaczyńskiego?

Kaczyński zaczął więc akumulować błędy. Nie rozumiał Unii Europejskiej, struktury sui generis w historii stosunków międzynarodowych. Nie docenił w szczególności tego, że brukselska biurokracja może działa i powoli, ale konsekwentnie. Przegrał przez to rozgrywkę o rządy prawa, unijne fundusze.

Prezes wszedł też w otwarty konflikt z Niemcami, nie rozumiejąc, że poza Węgrami nikt w Europie Środkowej nie będzie budował aliansu z Warszawą kosztem Berlina. W konsekwencji Polska niemal zupełnie straciła zdolność koalicyjną w Brukseli, co jest kluczem do „wstawania z kolan” w Unii. Nasz kraj znalazł się na marginesie Wspólnoty, choć jako kraj na dorobku, który od akcesji zrobił kolosalne postępy, powinien być najbardziej zainteresowany rozwojem integracji ze wszystkimi krajami członkowskimi.

Czytaj więcej

Imigranci, czyli Unia z twarzą Kaczyńskiego

A przecież w zasięgu Kaczyńskiego była inna droga, która pozwoliłaby Polsce rzeczywiście wejść do pierwszej, europejskiej ligi. Odrzucając już w 2015 roku porozumienie o obowiązkowym podziale uchodźców, przywódca PiS pokazał, że z Warszawą trzeba się liczyć (Angela Merkel nigdy już nie zdołała wprowadzić w życie tego konceptu). To mogło być początkiem bardziej partnerskich stosunków z Berlinem, a także Paryżem. Czyli wejścia Polski do wąskiego grona krajów, które faktycznie decydują o przyszłości Unii.

Kurs PiS na autorytaryzm

Taka możliwość pojawiła się w szczególności z początkiem 2022 roku, kiedy wraz z rosyjską inwazją na Ukrainę prowadzona od pół wieku Ostpolitik zakończyła się spektakularną klęską. Polska, która zawsze ostrzegała przed rosyjskim imperializmem, miała swoje „pięć minut”. Niemcy były gotowe nas słuchać. Tym bardziej że świat z podziwem przyglądał się, jak Polacy otwierają swoje domy na ukraińskich uchodźców.

Ta szansa została jednak całkowicie zmarnowana, bo Kaczyński nie potrafił zawrócić z kursu na autorytarne państwo. W coraz większym stopniu okazywał się przeszkodą w budowie przez Joe Bidena frontu wolności przeciw rosyjskiemu samodzierżawiu. W końcu więc to Emmanuel Macron wraz z kanclerzem Scholzem i premierem Draghim złożyli w czerwcu 2022 roku w Kijowie ofertę uznania naszego wschodniego sąsiada za kraj członkowski Unii. Embargo na ukraińską żywność i opowieść prezydenta Dudy o Ukrainie jako topielcu, który wciąga w otchłań kraje, które mu pomagają, była ostatnim akordem zmarnowanej szansy na przekształcenie Polski w kluczowego gracza w UE.

Pozycja międzynarodowa Polski za PiS i upadek Trójmorza

Ale Kaczyński tak jak nie rozumiał Unii, tak i nie rozumiał Ameryki. W 2016 roku postawił na Donalda Trumpa, pierwszego po drugiej wojnie prezydenta USA, który podawał w wątpliwość jedność Unii (popierał brexit) i rozważał wyprowadzenie kraju z NATO. W ten sposób zmusił Warszawę do wyboru między – jak to ujął Aleksander Kwaśniewski – „matką i ojcem”, Unią i Ameryką. PiS skłaniał się ku temu drugiemu, licząc, że poprzez Trójmorze Polska wybije się na lidera regionu. Nic z tego nie wyszło (do dziś nie zrealizowano w ramach tej inicjatywy żadnego projektu), bo od Estonii po Rumunię żaden kraj naszego regionu nie chciał pójść za polskim przywództwem, jeśli miałoby to oznaczać starcie z Berlinem i Brukselą. Wyjątkiem były Węgry, które jednak łączyły z Polską nie interesy geostrategiczne (co pokazało zbliżenie Orbána z Putinem po wybuchu wojny w Ukrainie), ale wspólna obrona wizji coraz bardziej autorytarnego państwa.

Gra z Trumpem miała też skłonić Amerykanów do większego i trwałego zaangażowania się w bezpieczeństwo Polski w ramach umów dwustronnych, a nie w kontekście NATO. I tu Kaczyński nie rozumiał, że taki układ jest dla naszego kraju o wiele gorszy, bo zależy od tego, kto jest w danym momencie w Białym Domu, a nie opiera się na wielostronnych gwarancjach bezpieczeństwa i zintegrowanych siłach zbrojnych. Z Fortu Trump niewiele zresztą wyszło, bo to najpierw Barack Obama, a potem Joe Biden doprowadzili do skokowego wzrostu amerykańskiej obecności wojskowej nad Wisłą, a nie Donald Trump.

Węgry z Polską łączyły nie interesy geostrategiczne, a wspólna obrona wizji coraz bardziej autorytarnego państwa

W 1963 roku, ledwie 18 lat od zakończenia drugiej wojny światowej, Charles de Gaulle miał odwagę i szerokość horyzontów, aby zawrzeć z kanclerzem Adenauerem traktat elizejski, który przekształcił Niemcy, „odwiecznego wroga” Francji, w partnera. Kaczyński, choć rządził trzy pokolenia od upadku III Rzeszy, inaczej niż generał nie był jednak w stanie wyzwolić się ze swoich antyniemieckich fobii. Nie przedstawił więc realistycznej wizji nowego partnerstwa z Berlinem, wdając się za to w próżną walkę o 6 bln zł reparacji i oskarżając Donalda Tuska o bycie niemieckim agentem.

To powoduje, że nowemu rządowi jest dziś o wiele trudniej przekonać społeczeństwo do alternatywnego planu na bezpieczeństwo Polski na wypadek, gdyby pod przywództwem Trumpa Ameryka wycofała się z gwarantowania bezpieczeństwa Europy: głębokiego aliansu z Niemcami i Francją. Strach przed porozumieniem z Berlinem być może okaże się jedynym, i jakże smutnym, spadkiem po polityce zagranicznej PiS.

Diagnoza Kaczyńskiego była dobra: w 2015 roku Polacy mieli dosyć układu uczeń–nauczyciel w relacjach z Brukselą, Paryżem czy Berlinem. I gdyby nie narastające zagrożenie ze strony Rosji, zapewne podobnej zmiany oczekiwaliby i w relacjach z Waszyngtonem. Na podobnym etapie wolności, ćwierć wieku od śmierci Franco, to samo przeżywała na przykład Hiszpania: nagle dostrzegła, że Francja, która była dla niej wzorem, nie jest znowu aż takim rajem. I postanowiła się przekształcić w samodzielnego gracza w Unii: to z Madrytu wyszedł choćby pomysł Funduszu Odbudowy po pandemii, który dziś jest przedmiotem tak gorących dyskusji nad Wisłą.

Pozostało 91% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Interwencja Boża w wybory w Ameryce
Publicystyka
Paweł Kowal: W sprawie Ukrainy NATO w połowie drogi
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Przez logikę odwetu Donald Tusk musi za wszelką cenę utrzymać się u władzy
Publicystyka
Groźny marsz Marine Le Pen
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Publicystyka
W Małopolsce partia postawiła się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Czy porażkę można przekuć w sukces?