Grzegorz Sroczyński nie wystąpi na organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego Campusie Polska. Marcin Meller, który na tym wydarzeniu miał prowadzić panel „Symetryści” dostał propozycję – jak się zdaje z gatunku tych nie do odrzucenia – by Sroczyńskiego z panelu wykluczyć. Meller się nie zgodził, więc też na Campusie Polska nie wystąpi. W całej tej historii najważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie: dlaczego Sroczyński przestał nagle odpowiadać organizatorom Campusu?
Sprawa Grzegorza Sroczyńskiego. I ty możesz zostać symetrystą
Mówiąc w skrócie: chodzi o to, że dziennikarz, który właśnie zamienia TOK FM na RMF FM, nie kocha Donalda Tuska, nie ma nad łóżkiem plakatu marszałka Tomasza Grodzkiego i nie uważa, że Platforma Obywatelska jest najlepszym co spotkało Polskę od zwycięstwa pod Grunwaldem. Sroczyński patrzy na rzeczywistość analitycznie – jak powinien robić to publicysta – i ocenia ją przez pryzmat decyzji i działań, a nie tego, kto je podejmuje. W efekcie nie powtarza w każdym tekście czy wypowiedzi publicznej – parafrazując Katona – że ponad wszystko PiS powinien zostać zniszczony. Mało tego, zdarza mu się, o zgrozo, krytykować opozycję, w tym PO. Kiedyś nazywało się to dziennikarstwem, ale obecnie – przynajmniej według niektórych – ten etap mamy już szczęśliwie za sobą.
Czytaj więcej
Wybory pokażą efekty długoterminowych strategii liderów partyjnych.
Bo Grzegorz Sroczyński dla jego krytyków, których emanacją jest środowisko skupione na platformie „X” (dawny Twitter) pod hashtagiem #SilniRazem, nie jest żadnym dziennikarzem tylko „symetrystą”. A „symetrysta” to dla tego środowiska ktoś, kto stanowi skrzyżowanie Dartha Vadera z Charlesem Mansonem. Ohydne indywiduum, które jest winne wszystkiemu, a w pierwszej kolejności temu, że Polską rządzi PiS a nie PO. I dlatego moralnym obowiązkiem każdego silnego razem jest domagać się ostracyzmu takiego typa, wyrzucenia go z wszelkich możliwych miejsc pracy i wysłania do ciężkiej pracy fizycznej, najlepiej w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze. Jeśli ktoś nie wierzy, niech prześledzi dyskusje członków tej subkultury na temat Sroczyńskiego, ale też np. Konrada Piaseckiego czy Estery Flieger. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo symetrystą może stać się każdy, kto nie wykaże się wystarczająco rewolucyjną czujnością.
#SilniRazem jak bohaterowie historii o ślepcach i słoniu
Oczywiście – jako że mówimy o osobach prywatnych, obywatelach zabierających głos w swoim własnym imieniu – prawa do takiej oceny sytuacji nie można im odmówić. Nie sposób jednak nie zauważyć, że dla jakości debaty publicznej w Polsce taka wizja rzeczywistości jest dewastująca. Debata z założenia polega bowiem na ścieraniu się ze sobą dwóch (lub więcej) różnych stanowisk, na pojedynku na argumenty i racje, na zderzaniu się przeciwnych opinii, co pozwala wyrobić sobie każdemu własny obraz coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Jeśli jakąś część tych opinii umieszczamy poza nawiasem debaty publicznej, to narażamy się na to, że – mimo iż zachowamy dobre samopoczucie (wiadomo, najprzyjemniej jest, gdy mamy rację i wszyscy to potwierdzają) – to będziemy trwali w błędzie albo ułudzie, przekonani, że mówimy o rzeczywistości, podczas gdy tak naprawdę będzie to tylko jej fragment.