Polski internet żył przez kilka minionych tygodni historią gwiazdki rozmaitych telewizyjnych „szołów i śniadań”, która zalegendowała się jako gwiazda Bollywood, będąca tylko przelotem na gościnnych występach w rodzinnym kraju. Jej kariera na indyjskim rynku okazała się jednak, delikatnie rzecz ujmując, mocno podkoloryzowana. A całą tę historię opowiedział w trwających w sumie dobrych kilka godzin youtube’owych nagraniach Krzysztof Stanowski. Występujący tu w roli pogromcy niekompetentnych dziennikarzy, dających się nabierać i ogrywać jak dzieci aktorce mitomance.

Ani to mój cyrk, ani moje małpy. O istnieniu pani Janoszek, rzekomej gwieździe Bollywood, dowiedziałem się dzięki „śledztwu” Stanowskiego. I poświęciłem tej historii uwagę równą tej, jaką zaprzątają moją głowę tańczące gwiazdy czy inne znajomo brzmiące twarze. Z ulgą zapomniałem o jej istnieniu. Do czasu, aż na fali dokonanej przez siebie demistyfikacji Krzysztof Stanowski zaczął występować w roli sumienia polskich mediów. A co więcej, pisać i myśleć o nim zaczęło tak również wielu, zdawałoby się poważnych, ludzi.

Czytaj więcej

Janoszek vs. Stanowski. Ryzykowny zakaz mówienia o karierze w Bollywood

Ujmę to w ten sposób – nie wydaje mi się, żeby sygnałem alarmowym dla polskiego dziennikarstwa był fakt, że prowadzący w telewizjach śniadaniowych nie przeprowadzili dogłębnego researchu kariery pani Janoszek. Tym bardziej jeśli nie spędzili na tym wiekopomnym zadaniu kilku tygodni jak pogromca jej mitu. Rozumiem, że dziesięciominutowej rozmowie z nią poświęcili uwagę równą przepisowi na nadziewanego bakłażana, sposobom radzenia sobie z upałami, nowej kuracji na hemoroidy czy czym tam się jeszcze zajmują w swoich programach. Naprawdę o polskie media zacznę się martwić dopiero wtedy, kiedy ich sumieniem stanie się ktoś taki jak Krzysztof Stanowski, budujący swą rozpoznawalność na starciach z takimi tuzami intelektu jak Marcin Najman, Maja Staśko, Jaś Kapela czy obecnie Natalia Janoszek.

Najwybitniejszy przedstawiciel nowego modelu dziennikarstwa, gdzie to już nie rzetelność, waga tematu, jakim się zajmuje, czy precyzja i trafność myśli, które wyraża, ale zasięg, jaki w internecie osiągają jego produkcje, jest podstawowym kryterium oceny, budowania hierarchii w tym zawodzie. Mistrz „dziennikarstwa zasięgowego”, a więc sprawnego surfowania po społecznych nastrojach, cynicznego dobierania tematów i formułowania własnych opinii tak, żeby tylko o nim zawsze było głośno. To na tym właśnie polega choroba nie tylko polskich mediów. Zamienianiu dziennikarstwa w show równie kiczowaty co ten, którego gwiazdą była Natalia Janoszek. Krzysztof Stanowski nie jest żadnym lekarstwem na tę chorobę, prędzej jednym z jej symptomów.