Księcia Karola spotkałem lata temu we Florencji. Choć siedział na specjalnej poduszce, to sprawiał wrażenie rozsądnego człowieka. Mówił o Europie, architekturze i środowisku. Ponieważ nie jestem brytyjskim podwładnym, nie miałem obowiązku stosować etykiety. Rozmowa była nieformalna, pełna żartów i anegdot.
Dziś Karol jest królem nie tylko Zjednoczonego Królestwa, lecz również brytyjskiej Wspólnoty zrzeszającej 56 suwerennych państw. W Australii czy Kanadzie większość popiera ustrój republikański, a nie monarchię. Choć australijski premier Anthony Albanase jest zagorzałym republikaninem, to wraz z innymi przysięgał wierność nowemu monarsze.
Karol III jest też zwierzchnikiem Kościoła anglikańskiego i jego władza konstytucyjnie pochodzi od Boga. Jednak z wiarą na wyspie jest różnie. Tylko 1 proc. brytyjskich anglikanów chodzi do kościoła. Mniej niż połowa Brytyjczyków uważa się za chrześcijan. W czasie koronacji matki Karola to było ponad 90 proc. Wielu Brytyjczyków wyznaje dziś inne religie. Choćby premier i paru ministrów.
Czytaj więcej
Karol III szykował się na tę chwilę od 70 lat, momentu koronacji swojej matki Elżbiety II w 1953 r. Kiedy jednak w sobotę w opactwie westminsterskim arcybiskup Canterbury Justin Welby kładł koronę świętego Edwarda na skronie monarchy, ten miał minę wyraźnie niepewną.
Zjednoczone Królestwo się chwieje. W Szkocji narastają tendencje separatystyczne po brexicie, który postawił też pod znakiem zapytania przyszłość Irlandii Północnej. Opłakana sytuacja gospodarcza nie pomaga. Po brexicie brytyjska gospodarka skurczyła się o 4 proc., funt słabnie i sektor usług publicznych się sypie.