Jan Zielonka: Gdzie są wizjonerzy?

Często zakładamy, że nauka jest motorem postępu. Pasją badaczy jest przecież wymyślanie nowych technologii i paradygmatów lepszego życia. Gdy jednak spojrzę na moje naukowe podwórko, widzę, że dominuje podejście konserwatywne.

Publikacja: 26.04.2023 03:00

Jan Zielonka

Jan Zielonka

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Właśnie skończyłem lekturę trzech książek na temat demokracji. Narodowe państwo jest w nich ukazane jako jedyna arena demokracji opartej na reprezentacji parlamentarnej i trójpodziale władzy. Problem w tym, że ten klasyczny model powstał w erze telegramu, węgla i stali, a dziś mamy erę internetu i sztucznej inteligencji. Parlamenty są mało reprezentatywne, podział władzy jest zaś fikcją, bo władza jest często w rękach hybrydowych sieci, a nie organów państwa. Obywatele wciąż uczestniczą w wyborach, lecz zapytani niedawno w sondażu przez Europejską Radę do spraw Międzynarodowych, kto ma więcej wpływów: władze państwowe czy sieci międzynarodowych firm, jednoznacznie wskazali te drugie.

Zamiast myśleć, jak demokrację dostosować do ery połączeń internetowych, moi koledzy starają się wstrzymywać wskazówki zegara historii. Podobne konserwatywne myślenie dominuje w stosunkach międzynarodowych. Większość kolegów pisze o dyplomacji i wojnie jak o grze w szachy. Za stołem decyzyjnym siedzą potomkowie Bismarcka, Katarzyny czy Metternicha i dzielą świat na strefy wpływów wielkich mocarstw. Problem w tym, że broń atomowa poważnie ogranicza mocarstwowe działania, wywiad wojskowy jest satelitarny, a propaganda wojenna odbywa się głównie w sieciach społecznościowych, których nie kontroluje do końca żadne państwo. Skuteczna polityka obronna wymaga organizacji takich jak NATO, a UE gwarantuje siłę gospodarce. Spójrzcie na Wielką Brytanię po brexicie.

Czytaj więcej

Jan Zielonka: Strach przed sztuczną inteligencją

Nawet myślenie o przyszłości zdominowali konserwatyści. Niedawno pewien amerykański profesor potępił „obsesję myślenia długofalowego”, bo mamy wystarczająco wiele problemów bieżących do rozwiązania. Skutki takiego podejścia znamy, bo zawsze jest powód, by zwiększyć zadłużenie czy odłożyć kosztowne inwestycje w ekologię. Przyszłe pokolenia przecież sobie jakoś poradzą.

Nie wykluczam, że naukowcy mają czasem polityczny lub materialny interes w utrzymaniu status quo, lecz podejrzewam, że ich konserwatywne myślenie wynika zazwyczaj z braku wyobraźni i odwagi. Powtarzanie starych prawd jest łatwe, snucie odważnych wizji zaś ryzykowne. Scenariuszy przyszłości nie można udowodnić metodologicznie. Propozycje koniecznych zmian podważają dochody i władzę obecnego układu sił. Dopóki ktoś się wreszcie nie zbuntuje, będziemy dreptać w miejscu.

Reklama
Reklama

Autor jest profesorem na uniwersytetach w Wenecji i Oksfordzie

Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama