Maciej Strzembosz: Komu w Polsce wolno się kłócić

Jeśli już teraz opozycja wyzywa się od karierowiczów, to co będzie, gdy przyjdzie do podziału stanowisk?

Publikacja: 22.02.2023 03:00

Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia powinni mówić wspólnie, choć niekoniecznie

Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia powinni mówić wspólnie, choć niekoniecznie jednym głosem.

Foto: PAP/Leszek Szymański

Miałem siedem lat i nie odrobiłem pracy domowej. W domu się tłumaczyłem, że inni też nie odrobili. Odpowiedź była krótka: może inni mogą, ale ty nie! Kwestia odrabiania lekcji przypomina mi się ciągle, gdy widzę, jak liderzy opozycji, podgryzający się nawzajem, równocześnie piętnują Zjednoczoną Prawicę za wewnętrzne kłótnie w koalicji. I bardzo się dziwią, że wyborcom prawicy pełna wojna Ziobry z Morawieckim nie przeszkadza, a drobne nawet złośliwości między liderami opozycji odbijają się wszystkim czkawką. Otóż, w tej chwili prawicy wolno się kłócić, a opozycji absolutnie nie!

Po pierwsze dlatego, że wg wyborców prawicy kłótnie w rządzie nie zakłócają, w ich rozumieniu, sprawnego rządzenia, a kłótnie opozycji, zanim jeszcze przejęła rządy, wskazują na to, że rząd opozycyjny będzie dysfunkcjonalny. No bo jeśli już teraz się kłócą, obrzucają kalumniami, wyzywają od karierowiczów, wskazują na rozdęte ego i prywatę, to co będzie potem, gdy przyjdzie do podziału stanowisk i dokonywania trudnych wyborów?

Ale istnieją jeszcze dwa istotne powody, dlaczego kłótnie na prawicy szkodzą nie bardzo, a w opozycji ogromnie. Po drugie, Zachód, którego jesteśmy częścią, jest w stanie wojny z Rosją. Jest to wojna proxy, toczona na terytorium Ukrainy, która do bycia częścią Zachodu dopiero aspiruje, ale nikt rozsądny nie ma wątpliwości, że jeśli Rosja wygra, przyjdzie po następne zdobycze terytorialne. Ostatnio w najważniejszej audycji propagandowej, będącej tubą Kremla, przypominano, że kongres wiedeński przyznał Warszawę Rosji. W takiej sytuacji wyborcy zawsze wolą coś, co znają i co sprawdza się jako tako, niż coś nieznanego. Najważniejszym zadaniem opozycji jest więc przekonanie wyborców, że przejęcie przez nich władzy, w tej egzystencjalnej kwestii, nie narazi naszego bezpieczeństwa. Zwłaszcza że wobec napaści Rosji na Ukrainę polski rząd, a szczególnie polski prezydent, zachowuje się bardzo dobrze i zgodnie z nastrojami społecznymi. Tworzy to rezonans wzmacniający poczucie bezpieczeństwa, które w takiej sytuacji należy do najważniejszych czynników wyborczych decyzji.

Czytaj więcej

Jan Cipiur: Wielka koalicja minimum

Cóż zatem w tej materii słyszymy od opozycji? Nic specjalnego. Czy mamy jakieś wspólne, przemyślane wystąpienia? Nie. Czy powiedziano jasno, że to, co dobre w obecnej polityce, zostanie podtrzymane? Też nie zauważyłem. W Polsce każdy atak na rząd, nawet niezbyt mądry bądź źle sformułowany i w niewłaściwym czasie, jest przyjmowany przez opozycyjny taliban z nieodmienną radością, dokładnie tak samo jak każde zniesławienie Donalda Tuska cieszy taliban pisowski.

Wyborcy prawicy doskonale wiedzą też, kto u nich jest gajowym i zrobi porządek, gdy jakiś rządowy skunks za bardzo podnosi ogon. Niezliczone dywaniki na Nowogrodzkiej nauczyły wyborców prawicy, że na harce i podjazdowe wojenki można patrzeć pobłażliwie, bo póki jest Jarosław Kaczyński, to gdy trzeba – szeregi zostaną wyrównane, a głowy przycięte. Donald Tusk jest gajowym wyłącznie w PO, a im wścieklej jego zwolennicy atakują mniejsze partie, tym mniej jest popularny w reszcie elektoratu. I nawet jeśli to nie jego wina, to bojowy zapał zagończyków wyraźnie mu szkodzi. Zrozumiał to nawet jeden z nich, mec. Roman Giertych, który ostatnio na Twitterze zaczął zabiegać o nieatakowanie innych partii opozycyjnych. Wskazuje też, że istnieją specjalne farmy trolli finansowane przez PiS, które te wojenki opozycyjne podsycają. W ustach Giertycha brzmi to dość zabawnie, gdyż największą robotę hejterską wykonuje właśnie on sam i Tomasz Lis. I to zupełnie za darmo.

Powrót Tuska do polskiej polityki nie sprawił, że wszyscy inni politycy podporządkowali mu swoje środowiska i ich aspiracje. Jest rozczarowujący w tym sensie, że mógł uciec od wizerunku polityka bez wiodącej idei, który niegdyś powiedział: „jak ktoś mówi o wizji, to wysyłam go do lekarza”. Brak wizji, gdy się sprawnie rządzi, niekoniecznie przeszkadza. Brak wizji, gdy się o władzę zabiega, jest szalenie niebezpieczny. Tusk jednak chciał mniejsze partie podporządkować poprzez ulubione środki techniczne, czyli wspólną listę, w wypadku której od niego zależą tzw. miejsca biorące. Ten pomysł jest jednak nieaktualny, a jego elektorat nie rozumie, jak można go nie kochać, i atakuje innych, w tym zwłaszcza tych, którzy do KO są najpodobniejsi i mogliby stanowić trzon wspólnej koalicji powyborczej.

Czytaj więcej

Aleksander Hall: Wyborcom należy się alternatywa

Problem KO polega na tym, że może wybory wygrać sama, ale nie może sama rządzić. Jak wskazał niedawno Łukasz Pawłowski, przy zbliżonym wyniku dwóch największych partii PiS może dostać więcej mandatów, nawet nieznacznie przegrywając wybory. Mandaty bowiem zdobywa się w okręgach, a ugrupowanie Tuska jest bardzo silne, ale głównie w okręgach wielkomiejskich, gdzie dodatkowe tysiące wyborców w Warszawie, Gdańsku czy we Wrocławiu dadzą mniejszy efekt, niż gdyby ci wyborcy głosowali w okręgach zdominowanych przez PiS. Na KO mszczą się wieloletnie zaniedbania wobec prowincji. Tymczasem niezbędna jest współpraca, a nie rywalizacja z partiami opozycyjnymi, które docierają do innych elektoratów i w innych częściach Polski.

Opozycja musi jak najszybciej zacząć mówić wspólnie, choć niekoniecznie jednym głosem, o wypracowanych rozwiązaniach i odpowiedziach na największe wyzwania. A że nie ma nic ważniejszego od napaści Rosji na Ukrainę, oczekiwałbym, że od tego tematu rozpocznie się nowa ofensywa udowadniająca wyborcom, że partie opozycyjne potrafią współpracować, uzgadniać stanowiska i znajdować skuteczne rozwiązania.

Kłótnie wewnętrzne są chwilowo wyłączną prerogatywą prawicy. Widowiskiem gorszącym, lecz o dziwo bez większego znaczenia politycznego.

Maciej Strzembosz

Autor jest producentem filmowym, scenarzystą i publicystą


Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami