Polityków PiS i opozycji dzieli niemal wszystko, ale zgoda panuje co do jednego: wybory do Sejmu w 2023 roku będą być może najważniejsze od 1989 roku. Co już można o tej kampanii powiedzieć? Jest bardzo zaciekła i zaczęła się bardzo wcześnie. „Cykl życia” informacji, pomysłów i deklaracji jest krótki, bo ekosystem medialny napędzają media społecznościowe, w tym relatywnie nowe platformy jak TikTok.
Politycy PO cały czas podkreślają, że najlepszym pomysłem jest stworzenie wspólnej listy, bo to maksymalizuje wynik i pozwoli myśleć np. o przełamaniu weta prezydenta Andrzeja Dudy. Ale deklaracje PO są przez inne siły opozycyjne uznawane raczej za polityczne ustawianie się przed kolejnym etapem kampanii wyborczej niż realne dążenie polityczne. I chociaż w Sejmie atmosfera między opozycją jest teoretycznie dobra, to jest jasne, że kampania będzie rywalizacją o głosy. Nie tylko z PiS, ale też między sobą – jeśli nie będzie jednej listy sejmowej opozycji. A obok są siły pozaparlamentarne jak AgroUnia, której lider Michał Kołodziejczak już pod koniec sierpnia rozpoczął objazd kraju swoim kampanijnym autobusem, szykuje program (pisze go ekonomista Jan Zygmuntowski) i zawiera nietypowe sojusze, jak niedawno z aktywistkami klimatycznymi przy okazji strajku kryzysowego. A to dopiero początek.
Szymon Hołownia już zaczął ujawniać nazwiska, które będą na jego liście
Partie w Sejmie postawiły w ostatnich tygodniach na projekty obywatelskie. We wtorek Lewica ogłosiła akcję zbierania podpisów (razem z innymi środowiskami, np. z OPZZ) pod projektem wprowadzającym „rentę wdowią”, ustawą zmieniającą zasady przyznawania świadczeń po zmarłym współmałżonku. PO już kilka tygodni temu ogłosiło akcję zbierania podpisów pod ustawą dotyczącą in vitro. A prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz podczas ostatniej Rady Naczelnej PSL ogłosił własny projekt obywatelski ludowców, składający się z trzech części i korzystny dla seniorów, osób młodych i pracujących. Ludowcy wokół tego projektu mają w najbliższych tygodniach rozpocząć akcję zbierania podpisów połączoną z objazdem kraju. To w praktyce pomysł już kampanijny – również (tak jak w przypadku pozostałych partii) test struktur i możliwość przedstawienia projektu w Sejmie – i to w roku wyborczym. Bo projekty obywatelskie nie mogą być mrożone w sejmowej zamrażarce przez marszałek Sejmu.
Jeśli nie będzie wspólnej listy sejmowej opozycji, to nie znaczy automatycznie, że dojdzie między partiami czy blokami do starcia na wyniszczenie. Ale będzie i już trwa wzajemna rywalizacja, pośrednia lub bezpośrednia. Bo politycy opozycji są przekonani, że od siły poszczególnych partii będzie oczywiście zależeć układ sił po wyborach – czyli jak zakładają w nowym rządzie. Oczywiście nie oznacza to automatycznie wojny na wyniszczenie między siłami opozycji. Ale w praktyce żaden „pakt o nieagresji” nie ma sensu. Nawet jeśli np. w trakcie finalizacji rozmów o pakcie senackim w nowej wersji dojdzie do uroczystych deklaracji liderów partii tworzących pakt, to i tak rywalizacja między nimi będzie trwała już w najlepsze.