Ta decyzja musiała zapaść na najwyższym szczeblu. W najnowszej historii USA nie było przypadku wejścia sił porządkowych do prywatnych włości byłej głowy państwa. Tak się jednak zdarzyło w nocy z poniedziałku na wtorek w Mar-A-Lago, letniej rezydencji Donalda Trumpa. FBI najpewniej zabrało stamtąd skrzynie tajnych dokumentów, które nie miały prawa pozostawać w dyspozycji Trumpa. Jednak z uwagi na znaczenie politycznego takiego ruchu, którym sam zainteresowany był całkowicie zaskoczony, nakaz najpewniej pochodził od prokuratora generalnego Merricka Garlanda i niemal na pewno nie został wydany bez aprobaty Joe Bidena.