Utrzymanie naszego ratingu na niezmienionym poziomie to bardzo dobra wiadomość, przeliczalna na zaoszczędzone miliardy złotych. Ale groźba została wypowiedziana i dotyczyła nie obecnej sytuacji państwa ale planów rządu. I dlatego rząd powinien odstąpić od niezwykle kosztownych obietnic i uspokoić sytuację wokół Trybunału. Przede wszystkim jednak trzeba zmienić wizerunek Polski jako państwa, które w oczach Zachodu zaczyna podążać w jakimś niezrozumiałym, a więc ryzykownym kierunku.
Sprawa wizerunku i wiarygodności Polski jest dla nas kluczowa. A ratingi renomowanych agencji są właśnie oceną tych cech. Dzięki temu, że nie obniżono Polsce ratingu, jest duża szansa, że nie pogorszą się u nas warunki gospodarowania. Trzeba pamiętać (w środę przypomniał o tym w Sejmie wicepremier Mateusz Morawiecki), że nasze zadłużenie zagraniczne to około 2 bilionów złotych. Gdyby koszt utrzymania tych zobowiązań wzrósł o skromny 1 promil, znaczyłoby to, że w ciągu parę lat zaczniemy płacić dodatkowo około dwóch miliardów złotych rocznie. Ale wzrost rentowności naszych obligacji tylko w ostatnich tygodniach już był około dwa razy wyższy.
Trudniej policzyć prawdziwe koszty tego, że zagraniczni inwestorzy będą starali się budować zakłady w innych krajach i omijać naszą giełdę. Nasze firmy będą musiały sprzedawać drożej swoje akcje. I to uderzy w spółki rodzimego kapitału. Ich zagraniczni konkurenci będą taniej pożyczać pieniądze czy sprzedawać swoje akcje, bo one pochodzą z krajów o wysokich ratingach. A zwyczajem jest, że ocena firmy nie powinna być wyższa niż kraju, z którego pochodzi.
Po tym, gdy, wbrew obawom, Moody's nie obniżył głównego ratingu Polski, w poniedziałek może się nam nawet wydawać, że jest lepiej. Jest szansa, że giełda lekko odbije się do góry, odreagowując ostatnie spadki. Podobnie może być ze złotym. Mimo to rząd i PiS nie mogą zapomnieć o tym, co agencja napisała w uzasadnieniu do swojej decyzji (wcześniej to samo napisał Standard & Poor) o groźnych dla gospodarki planach rządu.
Niestety wątpię czy tak się stanie. W sobotnim komunikacie Ministerstwo Finansów przypomniało wprawdzie, że planuje stopniowe uzdrawianie finansów publicznych i że jego Wieloletni Plan Finansowy przewiduje obniżanie deficytu finansów publicznych do 1,3 proc. PKB w 2019 r. Nie ma jednak mowy w tym piśmie, że ten plan nie przewiduje realizacji szeregu kosztownych obietnic wyborczych, o których odłożeniu nikt z rządu nie chce mówić. A to właśnie one budzą zaniepokojenie agencji ratingowych. Ich wprowadzenie w obecnej sytuacji zdemoluje finanse publiczne i zniszczy wiarygodność finansową Polski. Wystarczyłoby, gdyby rząd stwierdził, że wprowadzi je, gdy tylko na to pozwoli sytuacja budżetu państwa. Ale niestety wola polityczna jest ważniejsza od rozsądku.
W Polsce przez 25 lat z sukcesem (choć coraz wolniej) budowaliśmy nowoczesne (może zbyt opiekuńcze) państwo na wzór zachodni. Nasze ratingi stopniowo się poprawiały. Wygląda na to, że teraz zbaczamy z tej drogi. Tak to widzą przynajmniej zachodni inwestorzy. Groźba obniżenia ratingu jest najlepszym na to dowodem.