Niemiecki Trybunał nie chce pomóc Europie

Polska i Niemcy muszą wspólnie ratować projekt integracyjny. Szkoda tylko, że Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe nie ma odwagi Europie w tym pomóc – pisze politolog.

Aktualizacja: 23.06.2016 16:56 Publikacja: 23.06.2016 15:07

Niemiecki Trybunał nie chce pomóc Europie

Foto: AFP

Ktoś kiedyś zauważył, że być może nie wszyscy Niemcy wierzą w Pana Boga, ale wszyscy wierzą w Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który pozostaje od lat organem konstytucyjnym o największym poparciu społecznym w Niemczech. Stąd też wyczekiwanie przed wtorkowym wyrokiem Trybunału w sprawie, ogólnie rzecz ujmując, polityki Europejskiego Banku Centralnego na rzecz stabilizacji strefy euro, którą można streścić w słynnym sformułowaniu prezesa Mario Draghiego „whatever it takes”, było nie tylko wśród prawników i polityków ogromne.

Zanim jednak doszło do dzisiejszego wyroku, mieliśmy kilka kilkunastogodzinnych rozpraw, podczas których przedstawiciel EBC przyznał, że poprzednik obecnie ocenianego programu OMT (program masowego skupu obligacji finansowo niestabilnych państw wspólnej waluty) był de facto nielegalny. Po rozprawach FTK podjął historyczną decyzję i odesłał skargi w trybie prejudycjalnym do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, zastrzegając sobie jednak prawo ostatniego słowa. We wtorek w swoim wyroku w zasadniczej części zgodził się z orzeczeniem ETS.

Jakie możliwości miał niemiecki sąd konstytucyjny i dlaczego wtorkowy wyrok jest nie tylko z polskiej, ale też europejskiej perspektywy istotny? Trybunał stracił doskonałą okazję, aby przypomnieć europejskim instytucjom i politykom o fundamentalnych zasadach na jakich opiera się Unia Europejska, takich jak suwerenność i możliwość do podmiotowego działania narodowych organów konstytucyjnych oraz wynikającej zeń odpowiedzialności za dobrobyt i rozwój ich wspólnot narodowych. 

Nie tylko tego nie zrobił, ale w istocie – z kilkoma łatwo do omijania zastrzeżeniami – zgodził się na interpretację mandatu Europejskiego Banku Centralnego, który jest nie tylko w sposób oczywisty niezgodny z prawem europejskim, ale także z prawem konstytucyjnym wielu państw.

Każdy mandat banku centralnego, wzorowanego na Banku Federalnym RFN (jak np. EBC, ale także poniekąd NBP), jest ze swej istoty ściśle ograniczony, ponieważ bank posiada minimalną legitymizację, a zatem nie może wykraczać poza ściśle rozumianą politykę pieniężną. Jednak działania Europejskiego Banku Centralnego w ostatnich latach to w zasadzie podręcznikowe przykłady polityki fiskalnej, której celem w istocie jest kupowanie czasu nieodpowiedzialnym politykom i tworzenie im kolejnych okazji do niereformowania swoich niewydolnych gospodarek.

Po pierwsze - w ten sposób tworzy się megainstytucję unijną, która pozostaje poza wszelką demokratyczną kontrolą i pozbawiona jest elementarnej legitymizacji do kreowania polityki fiskalnej, która ma zasadniczy wpływ na stabilność całej Unii. Po drugie, legitymizuje się brak odpowiedzialności narodowych polityków, którzy zawsze będą mogli liczyć na pomoc EBC. Po trzecie, wtorkowy wyrok godzi się na dalsze wydrążanie suwerenności do tego stopnia, że nie da się w sprawach fundamentalnych wskazać na linii UE-państwo narodowe, kto jest suwerenem, a kto komisarzem. Po czwarte, zezwala się na metodyczne tworzenie pozatraktatowego prawa jako metody chałupniczej reformy strefy euro, które pomija zarówno organy UE, jak i dorobek prawny Unii. Tym samym kraje strefy euro otrzymały sądowy glejt na to, aby reformować strefę euro nie zważając na Unię Europejską jako całość, już nie wspominając o państwach spoza obszaru wspólnej waluty. Jest to oczywista i prosta droga do dalszej dezintegracji UE.

Niektórzy powiedzą, że w przededniu referendum na temat Brexitu nie można było wysłać negatywnego sygnału oraz że niekorzystny wyrok mógłby wywołać efekt domina na rynkach finansowych. Takie stanowisko opiera się na bezdennie głupiej tezie, że integracja jest niczym rower i że nie można przestać pedałować, oraz że integracja może się tylko pogłębiać. Nie, właśnie dzisiaj, w czasach najgłębszego kryzysu tożsamości Unii Europejskiej (brytyjskie referendum jest niczym innym jak objawem tego kryzysu) od czasów jej założenia, sąd konstytucyjny miał wręcz obowiązek przypomnieć o zasadach na jakich się opiera Europa, jej kultura prawna i siła cywilizacyjna. Był to ich obowiązek także dlatego, że europejski establishment dzisiaj nie jest ani psychologicznie, ani intelektualnie zdolny, aby na nowo, nie według dotychczasowych schematów, przemyśleć projekt integracyjny jako taki.

Czy ewentualne pozostanie lub opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię wymusi konieczne reformy? Na pewno nie w przypadku pozostania we wspólnocie, ponieważ wynegocjowane przez premiera Davida Camerona porozumienia z Brukselą nie wymuszają żadnych istotnych reform, poza tym, że mamy do czynienia z kolejnym naruszeniem prawa europejskiego. Z kolei opuszczenie wywoła raczej większy wstrząs na giełdach niż w instytucjach unijnych i państwach członkowskich.

Dlaczego jednak to wszystko ma mieć znaczenie dla Polski i jej polityki europejskiej? Dzisiaj projekt integracyjny jako całość żyje z odroczoną katastrofą. Poparcie dla integracji w wielu państwach jest na przerażająco niskim poziomie, a wprost proporcjonalnie do tego rośnie poparcie dla partii skrajnych i populistycznych, które w ogóle podważają sens integracji europejskiej, a nawet transatlantyckiego sojuszu obronnego. Dla nas jednak Unia Europejska i NATO są koniecznymi narzędziami do zabezpieczenia naszego bezpiecznego rozwoju. Dlatego rację ma minister ds. europejskich Konrad Szymański, który w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wskazał, że dzisiaj Polska i Niemcy muszą ratować projekt integracyjny, a przede wszystkim na nowo go wymyśleć, aby przywrócić Unii siłę na następne dziesięciolecia.

Szkoda tylko, że najważniejszy europejski sąd konstytucyjny o ogromnej sile rażenia nie miał odwagi Europie w tym pomóc, tylko zachował się, jak to określił kiedyś wielki niemiecki prawnik Josef Isensee, jak ten pies, co tylko głośno szczeka, ale ucieka kiedy nadchodzi zagrożenie.

Autor jest ekspertem ds. polityki europejskiej Niemiec oraz konstytucyjnych aspektów integracji europejskiej w Centrum Europejskim Natolin oraz w Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego

Ktoś kiedyś zauważył, że być może nie wszyscy Niemcy wierzą w Pana Boga, ale wszyscy wierzą w Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który pozostaje od lat organem konstytucyjnym o największym poparciu społecznym w Niemczech. Stąd też wyczekiwanie przed wtorkowym wyrokiem Trybunału w sprawie, ogólnie rzecz ujmując, polityki Europejskiego Banku Centralnego na rzecz stabilizacji strefy euro, którą można streścić w słynnym sformułowaniu prezesa Mario Draghiego „whatever it takes”, było nie tylko wśród prawników i polityków ogromne.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości