Nie ma żadnych wątpliwości, że od lat żaden premier nie obejmował władzy w tak złożonej sytuacji. Mateusz Morawiecki zostaje premierem w obliczu konsternacji wielu osób w swoim politycznym zapleczu, po wielomiesięcznym serialu rekonstrukcyjnym, który ujawnił też, jak wysoki jest poziom sporów nie tylko w rządzie, ale i w całym szeroko pojętym obozie zjednoczonej prawicy. Od przemówienia w Przysusze na początku lipca, gdzie Morawiecki mówił o wyzwaniach na kolejne dwa lata rządów, minęło pół roku, ale politycznie warunki zmieniły się diametralnie.
Wyzwania stojące przed nowym premierem są wielopłaszczyznowe. Niektóre z nich się wykluczają. Wszystko jednak zaczyna się od pytań o polityczną sprawność nowego premiera. Do tej pory Morawiecki miał wizerunek sprawnego technokraty, który ma wizję i pomysły – zarówno szczegółowe, jak i ogólne – ale tylko w części odpowiada za ich komunikowanie i wdrażanie. Teraz to on jest liderem i musi przekonywać do swoich pomysłów. Pytanie, czy będzie w stanie w zrozumiały sposób komunikować wszystkie elementy polityki rządu, także te, z którymi wcześniej miał mało do czynienia. Pierwszy kryzys pokaże, na ile potrafi politycznie „czarować" nie tylko wyborców, ale i media.
Drugi problem dotyczy bezpośrednio politycznej sytuacji, w której się znajduje. Jego pierwszy wywiad w TV Trwam pokazuje, że Morawiecki zdaje sobie sprawę, że musi uwiarygodnić się w oczach rdzenia elektoratu PiS.
Jednocześnie jedną z jego największych zalet ma być umiejętność sięgania do centrum – a przynajmniej do tej grupy wyborców, która zaufała modernizacyjnemu wizerunkowi PiS stworzonemu w czasie kampanii 2015 roku i która później mogła poczuć się rozczarowana. Już na samym starcie widać wyraźnie, że realizacja tych dwóch celów równocześnie może być niemożliwa.
Jeśli polem bitwy na następne dwa lata ma być klasa średnia, to Morawiecki ma przed sobą szereg wyzwań. Od 30-krotności, przez zakaz handlu w niedzielę, po wiele innych decyzji regulacyjnych, które opozycja nazywa „zdradą klasy średniej". Morawiecki będzie musiał balansować oczekiwania elektoratu PiS i tych wyborców, którzy mogą z nowym rządem wiązać duże nadzieje.