Zanim jeszcze komisja badająca aferę hazardową zaczęła obradować, już miałem podejrzenia, że będzie to spotkanie wojenne dwóch stron, czyli PO i PiS, które będą kontynuować znaną nam od dawna wojnę. W takiej sytuacji sama komisja i jej dociekania byłyby sprawą drugorzędną wobec tego, kto ma tę wojnę wygrać. Moje przekonanie w dużym stopniu się potwierdziło, choć nie do końca, bo przy okazji swoich prac i kłótni komisja jednak ujawnia chore – i z tego powodu ciekawe – aspekty działania polskiej elity politycznej.
[srodtytul]Słabość państwa[/srodtytul]
Wciąż mam wątpliwości, czy w trakcie prac tej komisji zostaną jeszcze ujawnione jakieś spektakularne i bulwersujące fakty. Ale przesłuchania okazały się ciekawe z zupełnie innego powodu. Stało się to widoczne zwłaszcza w czasie zeznań takich postaci jak Mariusz Kamiński czy Zbigniew Chlebowski. Podczas tego ostatniego spotkania z komisją hazardową mogliśmy obserwować i słuchać, jak obrzydliwy jest obowiązujący w polskiej polityce system kumoterskiego załatwiania „pewnych spraw” różnym dziwnym osobom, takim jak owi biznesmeni z dziedziny hazardu.
Zresztą jest to wzór postępowania dość powszechny w urzędach i instytucjach państwowych. I nie chodzi tu wyłącznie o to, że partia rządząca (w tym przypadku PO) jest nieuczciwa czy też uprawia tzw. kolesiostwo i kumoterstwo polityczno-biznesowe. Takie wydarzenia jak owe targi lobbystów z Chlebowskim pokazują słabości instytucjonalne polskiej polityki w ogóle. Okazuje się, że działania, które się odbywają przy spuszczonej kurtynie, wciąż są w polityce obecne. Przecież gdyby Chlebowski rozmawiał z Ryszardem Sobiesiakiem w swoim biurze poselskim, to wątpliwości i poczucie niemoralności jego postępowania nie pojawiłyby się.
Komisja pokazuje, że dobre obyczaje związane z uprawianiem polityki nie istnieją lub wciąż są bardzo słabe. Nawet ci, którzy mogliby je wprowadzić, poddali się złym wpływom. Uczciwość i przejrzystość w życiu publicznym wciąż nie są sprawą najważniejszą dla uczestników instytucjonalnej gry.