"Rz:" Co pomyślał pan po przeczytaniu w brytyjskiej prasie listu argentyńskiej prezydent, w którym prosiła ona o wznowienie dyskusji na temat statusu Falklandów?
Dick Sawle
: Przede wszystkim to, że ten list jest pełen błędów, jeżeli chodzi o warstwę faktograficzną. Prezydent Cristina Kirchner pisze przykładowo, że Argentyna została w 1833 roku w sposób zbrojny pozbawiona Malwinów, jak nazywają te wyspy Argentyńczycy.
A nie było tak?
Absolutnie nie! W listopadzie 1832 roku Argentyna wysłała garnizon wojskowy na Falklandy, ale trzy miesiące później został on przez nas w pokojowy sposób eksmitowany i odesłany z powrotem na kontynent. Nikt przy tym nie zginął! Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że ludność cywilna zamieszkująca wyspy – w tym wielu Argentyńczyków – została przekonana przez brytyjskiego dowódcę, żeby zostać na wyspach. Grupa ta liczyła około 30 osób, a od tego czasu wyspy stopniowo się zaludniały. Nie była to ludność „przeszczepiona", co zarzuca argentyńska prezydent. W 1901 roku ponad 60 proc. mieszkańców było urodzonych na Falklandach. W 1921 było ich już 76 proc., a w 1953 roku ponad 80 proc. Niektórzy z nas żyją tu od dziewięciu pokoleń. Ja mieszkam tu dopiero od 27 lat, ale nie byłem w żaden sposób „przeszczepiony" na wyspy przez mój rząd, tylko po prostu odpowiedziałem na ogłoszenie o pracę.