Uwierzcie w porażkę Eriki Steinbach

Jeżeli dla Polski wyznacznikiem są wypowiedzi pani Steinbach, to odnoszę wrażenie, że Polska odgrywa rolę byka, który reaguje na wywieszaną przez Erikę Steinbach czerwoną płachtę – mówi Markus Meckel, deputowany do Bundestagu, w rozmowie z Piotrem Semką

Aktualizacja: 02.11.2007 07:44 Publikacja: 02.11.2007 05:13

Uwierzcie w porażkę Eriki Steinbach

Foto: DPA FILES

Rz: Na czym polega kompromis między SPD i CDU w sprawie „widocznego znaku”, jaki ma upamiętnić Niemców deportowanych i tych, którzy uciekli przed armią sowiecką z terenów zachodniej Polski?

Dziesięć lat temu my, Niemcy i Polacy, potrafiliśmy dyskutować o problemie wypędzeń bardziej otwarcie niż dziś. Pamiętam konferencję na ten temat. Ambasador Czech w Warszawie siedział obok z otwartymi ustami. Powiedział potem, że tak otwarta debata w Pradze nie byłaby możliwa. Później pani Steinbach założyła fundację Centrum przeciwko Wypędzeniom. W tym czasie rząd SPD – Zieloni drastycznie ograniczył środki dla Związku Wypędzonych. Centrum było próbą założenia nowej instytucji w Berlinie. Rząd federalny i większość parlamentarna oświadczyli , że projekt ten nie uzyska wsparcia. W roku 2002 zaproponowałem, aby tą trudną historią zająć się w ramach wspólnego projektu europejskiego we Wrocławiu. Z inicjatywy ministrów kultury Polski i Niemiec z udziałem Czechów, Słowaków, Węgrów i Austriaków powstała idea projektu Europejskiej Sieci „Pamięć i Solidarność”.

Potem w Polsce i w Niemczech były wybory. W kampanii CDU prezentowała stanowisko, że Centrum przeciwko Wypędzeniom powinno powstać według projektu pani Steinbach. SPD nie chciała się na to zgodzić. Kompromis z roku 2005 zawarty w umowie koalicyjnej przewiduje, że w połączeniu z Europejską Siecią „Pamięć i Solidarność” w Berlinie powstanie „widoczny znak”, który zachowa pamięć o tej części historii. CDU ustąpiła na tyle, że zgodziła się udzielić wsparcia projektowi europejskiemu. My ustąpiliśmy na tyle, że zgadzamy się, aby powstało coś nowego w Berlinie. Zabiegaliśmy wielokrotnie o poparcie dla idei projektu Europejskiej Sieci, lecz porozumienie z rządem Jarosława Kaczyńskiego okazało się niemożliwe. W 2005 roku z inicjatywy SPD i Zielonych w Domu Historii RFN w Bonn zorganizowano wystawę na temat wypędzeń i ucieczek. Spotkała się ona z uznaniem. Inaczej niż wystawa pani Steinbach z sierpnia 2006 r. Sam zaproponowałem, aby wystawę z Bonn potraktować jako punkt wyjścia do ekspozycji „widocznego znaku”.

Co na to CDU?

Nie wzbudziło to zachwytu. Chociaż, gdy bońska wystawa została pokazana w Berlinie, to minister stanu Bernd Neumann odniósł się do propozycji w przemówieniu. Stało się to podstawą do dalszych rozmów.

Teraz w efekcie kompromisu między SPD i CDU ma powstać ośrodek dokumentacji. Czego? Wypędzeń?

Nazwa tego „widocznego znaku” nie została jeszcze uzgodniona. Planujemy spotkanie naukowców z Polski, Czech i innych krajów, by rozważyli plany wystawy, jaka powinna powstać na bazie bońskiej ekspozycji.

Jak według pana ta instytucja powinna się nazywać?

Na razie nie wiadomo. Na pewno nie Centrum przeciwko Wypędzeniom, bo to coś innego.

Mówimy więc raczej o filii państwowego muzeum historii połączonego z ośrodkiem dokumentacyjnym niż o miejscu pamięci i męczeństwa?

To nie będzie pomnik. Wielu chyba zapomniało – także członkowie Związku Wypędzonych – że w Berlinie jest już pomnik pamięci o wypędzonych na placu Theodora Heussa. Ciekawe, że sami wypędzeni rzadko o nim wspominają.

Ale w głębszym sensie takim pomnikiem jest też berlińska wartownia Neue Wache – nosząca oficjalną nazwę Centralne Miejsce Pamięci RFN o Ofiarach Wojny i Rządów Przemocy. Na środku pustej sali ustawiono rzeźbę matki trzymającej w ramionach umierającego syna. Jeżeli uznajemy, że jest to pomnik wszystkich tych, którzy zginęli wskutek niemieckiego losu naznaczonego nazizmem, to w tej rzeźbie Käthe Kollwitz można zobaczyć także matkę trzymającą dziecko zmarłe w trakcie ucieczki.

Taki właśnie był zamysł Helmuta Kohla, który w 1993 roku był promotorem pomnika w Neue Wache. To była próba połączenia wszystkich ofiar w idei jednego pomnika.

Wszyscy mówią teraz, że „widoczny znak” powinien zyskać europejski wymiar. Erika Steinbach też chce jego „europeizacji” – stworzenia sieci placówek zajmujących się wyłącznie wypadkami deportacji. Ale to ma się nijak do doświadczeń polskich czy czeskich. Oba narody decyzje o deportacji Niemców podejmowały w szoku po zbrodniach nazistów, a także – w wypadku Polski – w konsekwencji otrzymania Ziem Zachodnich jako zadośćuczynienia za straty wojenne. Czekamy więc, czy Niemcy będą w stanie pokazać ludzi, którzy albo ulegali totalitaryzmowi, albo byli jego ofiarami?

Nam chodzi o wystawę, nie o pomnik. Obok niej ewentualnie powstaną pomieszczenia seminaryjne, gdzie będą mogli przychodzić uczniowie i gdzie będą wyświetlane filmy. Projekt ma być zintegrowany z muzeami, które zajmują się historią Niemiec. W ten sposób zostanie ukazany kontekst niemieckiej historii bez odwracania pojęć. Powinniśmy odróżniać dwa przyszłe projekty. Po pierwsze „widoczny znak” jako miejsce wystaw i dokumentacji w ramach Niemieckiego Muzeum Historycznego w Berlinie. A po drugie ponownie musimy podjąć projekt Europejskiej Sieci „Pamięć i Solidarność” we współpracy z nowym polskim rządem. Także ten projekt nie powinien się ograniczać do kwestii wypędzeń. Jest wiele spraw, które musimy omówić, choćby te dotyczące przeszłości komunistycznej.

Mam jednak poczucie, że kompromis zakończył się niedomówieniem. Na początku pani Steinbach chwaliła kompromis. Gdy wiceszef Bundestagu Wolfgang Thierse wykluczył jej udział w projekcie, CDU zaczęło obstawać, by szefowa ziomkostw miała w nim swój udział.

To dlatego, że projekt pani Steinbach poniósł porażkę. A nikt nie lubi przyznawać się do przegranej. Toteż pani Steinbach mówi teraz, że to, co ma powstać w wyniku negocjacji SPD – CDU, jest dokładnie tym samym, co ona zamierzała zrobić. Nie jest to zgodne z prawdą, ponieważ my nie zgadzamy się na budowę Centrum przeciwko Wypędzeniom za pieniądze z budżetu federalnego.W latach 2002 – 2005 rząd koalicyjny SPD – Zieloni oraz prezydent sprzeciwiali się projektowi Centrum przeciwko Wypędzeniom. Ale polska opinia publiczna i politycy twierdzili, że Centrum pani Steinbach jest projektem ogólnoniemieckim. W Polsce nieraz nie traktowano serio tego, co mówi rząd i parlament, a za prawdziwe uznawano to, co mówi pani Steinbach. Jeżeli dla Polski wyznacznikiem są wypowiedzi pani Steinbach, to mam wrażenie, że Polska odgrywa rolę byka, który reaguje na wywieszaną przez Erikę Steinbach czerwoną płachtę.

Ale dość długo musieliśmy czekać na wyklarowanie sytuacji. Poza tym jest jeszcze coś, co może budzić kontrowersje. Chodzi mi o porównywanie deportacji Niemców z lat 1944 – 1947 do wypędzeń na przykład Ormian albo do tragedii bałkańskiej. Rozumiem, że intencja autorów projektu jest taka: obawialiście się, że będziemy patrzeć na kwestię wypędzeń wyłącznie przez pryzmat cierpień niemieckich. Aby rozwiać wasze obawy, umieszczamy je zatem w kontekście podobnych tragedii XX wieku. Tylko problem polega na tym, że to odrywa kwestie losu Niemców od szaleństwa nazizmu. Ormianie nie rozpętali wojny i nie okupowali dużej część Europy. Byli narodem, który został uznany za kozła ofiarnego. A na wysoko ocenionej przez pana wystawie w Domu Historii RFN takie porównania się pojawiają. Czy pokazanie deportacji jako konsekwencji rozpętanej przez Hitlera wojny nie byłoby bardziej akceptowalne dla Polaków?

Rozumiem to bardzo dobrze i jestem wdzięczny, że zostało to tak wyraźnie powiedziane. Życzyłbym sobie, aby Polacy i Niemcy rozmowy na ten temat prowadzili nieprzerwanie od roku 2002. Mam nadzieję, że przynajmniej teraz je rozpoczniemy. Należy ożywić projekt Europejskiej Sieci, abyśmy zaczęli rozmawiać bezpośrednio i przestali na siebie pokrzykiwać za pośrednictwem gazet. SPD zawsze postulowała, aby to, co się dzieje w Berlinie, odbywało się we współpracy z sąsiadami. Bardzo nas cieszy, że kanclerz Merkel wyraźnie podkreśliła to w niedawnym przemówieniu. Oznacza to, że kwestia ta została podjęta i będzie podstawą dalszego działania. Ale każdy dialog wymaga gotowości partnera.

W budynku Deutschlandhaus, gdzie ma znaleźć siedzibę przyszły ośrodek dokumentacji, mieści się berliński oddział Związku Wypędzonych. Czy ziomkostwa zostaną stamtąd usunięte?

Nie podjęto jeszcze decyzji. Jeżeli to miałby być ten budynek, to oczywiście niemożliwe, aby instytucje, które znajdują się tam obecnie, mogły zostać. Ale powtarzam: projekt jest w fazie uzgadniania.

W Polsce słyszeliśmy o pana inicjatywie modernizacji pomnika Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty. Jak według pana powinien on wyglądać?

Wiele razy składałem tam wieńce. Zawsze cieszyło mnie, gdy na tablicy umieszczonej na pomniku, który powstał w czasach NRD i PRL, widziałem słowa: „za waszą i za naszą wolność”. To hasło opisuje wspólne zrywy wolnościowe. Myślę, że można by umieścić tam dodatkowe tablice, które ukazywałyby wielki wkład Polski w historię Niemiec. Poczynając od demonstracji na zamku Hambach w 1832 roku, poprzez rolę Polski przy wyzwalaniu Europy od narodowego socjalizmu. Niewielu Niemców wie, że Polacy walczyli we wszystkich armiach alianckich. Potem były czasy „Solidarności” i rozmów 2 plus 4 – Polska też powinna była odegrać rolę, gdy chodziło o zjednoczenie Niemiec. Chciałbym, aby ta historia znalazła swoje miejsce w Berlinie.

Markus Meckel jest członkiem SPD, deputowanym do Bundestagu, współprzewodniczącym polsko-niemieckiej grupy parlamentarzystów

Gdy 22 października 2007 roku kanclerz Niemiec Angela Merkel, przemawiając na uroczystościach 50-lecia Związku Wypędzonych (BdV), zapowiedziała, że wkrótce przedstawi projekt placówki, która uczci losy „wypędzonych”, Erika Steinbach promieniała. Pani Merkel podkreśliła jednak, że władze poszukują „odpowiedniej i godnej” formy upamiętnienia wypędzeń „w dialogu z naszymi wschodnimi sąsiadami” i tak, aby „nie mieszano przyczyn i skutków”. Polska i Czechy dotąd były przeciwne projektowi. Obawiały się, że może on propagować wypaczony obraz historii i relatywizować winę Niemców. Szybko wyszło na jaw, że zapowiedzi pani Merkel to wynik kompromisu między CDU a SPD. Jego istotą jest zapewnienie, że ośrodek nie będzie tworzony na bazie Centrum przeciw Wypędzeniom, ale przyjmie formę „ośrodka dokumentacji ucieczki i wypędzeń”.

23 października

wiceszef Bundestagu Wolfgang Thierse (SPD) oznajmił, że projekt placówki będzie wkrótce przedmiotem dyskusji na posiedzeniu rządu. Związek Wypędzonych nie uczestniczy w realizacji projektu, choć – jak zastrzegł Thierse – „w gremiach doradczych placówki uwzględnione zostaną także doświadczenia wypędzonych”. Dziennik „Süddeutsche Zeitung” sugerował, że SPD uzależniło swoją zgodę od ograniczenia wpływu pani Steinbach na kształt projektu.

26 października

media doniosły o zaostrzaniu się sporu w koalicji rządowej CDU/CSU-SPD o rolę Steinbach. Wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego SPD Fritz Rudolf Koerper wykluczył możliwość, by ziomkostwa odgrywały w projekcie dominującą rolę. – To, kogo związek skieruje do gremiów ośrodka dokumentacyjnego, nie powinno nikogo obchodzić – oponował jednak szef frakcji CDU/CSU Volker Kauder. Szefowa BdV unika odpowiedzi, czy zamierza wejść w skład rady doradczej ośrodka. Podkreśla jednak: „To ja jestem przewodniczącą związku”. Erikę Steinbach poparli ważni politycy CDU: premier Hesji Roland Koch i premier Badenii-Wirtembergii Günther Oettinger.Spór jest nie na rękę Angeli Merkel, która chciałaby zamknąć problem przed kolejnymi wyborami.

Rz: Na czym polega kompromis między SPD i CDU w sprawie „widocznego znaku”, jaki ma upamiętnić Niemców deportowanych i tych, którzy uciekli przed armią sowiecką z terenów zachodniej Polski?

Dziesięć lat temu my, Niemcy i Polacy, potrafiliśmy dyskutować o problemie wypędzeń bardziej otwarcie niż dziś. Pamiętam konferencję na ten temat. Ambasador Czech w Warszawie siedział obok z otwartymi ustami. Powiedział potem, że tak otwarta debata w Pradze nie byłaby możliwa. Później pani Steinbach założyła fundację Centrum przeciwko Wypędzeniom. W tym czasie rząd SPD – Zieloni drastycznie ograniczył środki dla Związku Wypędzonych. Centrum było próbą założenia nowej instytucji w Berlinie. Rząd federalny i większość parlamentarna oświadczyli , że projekt ten nie uzyska wsparcia. W roku 2002 zaproponowałem, aby tą trudną historią zająć się w ramach wspólnego projektu europejskiego we Wrocławiu. Z inicjatywy ministrów kultury Polski i Niemiec z udziałem Czechów, Słowaków, Węgrów i Austriaków powstała idea projektu Europejskiej Sieci „Pamięć i Solidarność”.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości