Donald Tusk w ten weekend bezpośrednio wszedł w dyskusję nie tylko o znaczeniu 100-lecia niepodległości, ale też de facto rozpoczął kampanię opozycji przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Gdy w ubiegłą środę rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy Błażej Spychalski ogłosił, że w niedzielę 11 listopada zostanie zorganizowany rządowy marsz równoległy do Marszu Niepodległości, nikt nie był pewny, co właściwie się wydarzy, ani jaki będzie jego kształt. Jak wynika z naszych rozmów, taka alternatywa była rozważana w obozie rządzącym już na długo przed środowym spotkaniem prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego, po którym ogłoszono decyzję o marszu, który ostatecznie przypominał nieco defiladę. Na jego czele – jednostki wojskowe i orkiestra, które przeszły ulicami Warszawy. Tuż za nimi sektor dla VIP-ów, z premierem Morawieckim, prezydentem Dudą i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim na czele. Marsz przeszedł identyczną trasą co Marsz Niepodległości, tyle że sektor rządowy i wojskowy oddzielono kilkusetmetrowym „buforem bezpieczeństwa". Jak wynika z naszych informacji, inicjatorem organizacji odrębnego marszu rządowego był szef rządu Mateusz Morawiecki.