Konflikt jak z kreskówek

Strategia PO to dowodzenie, że Lech Kaczyński jest słaby. Przede wszystkim jako człowiek: rozkapryszony i obrażalski – pisze publicystka „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 13.12.2007 00:59

Konflikt jak z kreskówek

Foto: Rzeczpospolita

Zakończył się kolejny odcinek sporu między prezydentem i premierem. Lech Kaczyński będzie kierował polską delegacją w Lizbonie podczas uroczystości podpisania traktatu, a Donald Tusk w Brukseli na posiedzeniu Rady Europejskiej. A ponieważ prezydenta w Brukseli nie będzie, nie dojdzie do demonstrowania rywalizacji o to, kto wyznacza kierunek polityki zagranicznej.

Obecność prezydenta niewątpliwie utrudniłaby Tuskowi zaznaczenie, że to on teraz ma głos decydujący w polskiej dyplomacji. Pozostaje mieć nadzieję, że w Lizbonie, gdzie będą obaj, nie będą demonstrować wzajemnej niechęci. Byłoby to z oczywistą szkodą dla Polski.

Niestety niewiele wskazuje, że spór jest faktycznie zażegnany. Nawet jeśli obaj politycy będą spędzać długie zimowe wieczory przy butelce wina, to nazajutrz usłyszymy, że „prezydent wciąż nie może zrozumieć swojej roli”.

Powodują to nie tylko zapisy konstytucji, które dają sporą rolę w kreowaniu polityki zagranicznej prezydentowi bez względu na to, czy premierowi to się podoba. Znacznie istotniejsza jest taktyka, jaką realizują Kaczyński i Tusk w polityce wewnętrznej, ich plany i ambicje.Tę taktykę wyznaczają przede wszystkim wybory prezydenckie w 2010 roku. Jest w tej chwili więcej niż prawdopodobne (mimo kokieteryjnych stwierdzeń Tuska, że „planuje być dobrym premierem, a niekoniecznie prezydentem”), że to właśnie ci dwaj politycy zetrą się w boju o fotel głowy państwa. A wtedy – za dwa i pół roku – to premier może mieć słabszą pozycję niż prezydent.

Brzmi to dziś nieprawdopodobnie, zważywszy na powyborcze notowania premiera, którymi Tusk bije Kaczyńskiego na głowę, wątpliwe jednak, by taka dysproporcja mogła się utrzymywać przez dwa lata. Stanowisko premiera wiąże się nieuchronnie ze spadkiem notowań i trudno sądzić, że liderowi PO uda się tego uniknąć. Wygrać wybory prezydenckie z tej pozycji politycznej jest dużą sztuką, a w dodatku może to utrudniać prezydent kontestujący działania rządu.

Dlatego Donald Tusk – słusznie – zauważył wczoraj w Radiu Zet, że „jeśli będzie słabym premierem, to i tak nie ma żadnych szans w wyborach prezydenckich”. Zdaje sobie sprawę, że w interesie prezydenta będzie wskazywanie jego słabości. Najwyraźniej postanowił użyć tego samego sposobu. Strategia PO to dowodzenie, że Lech Kaczyński jest słaby. Niekoniecznie jako prezydent. Przede wszystkim jako człowiek. Rozkapryszony, obrażalski, emocjonalny.

Służy to jednak nie tylko przyszłej kampanii, ale też utrzymaniu poparcia dla PO. Odwróceniu uwagi od tak kontrowersyjnych działań jak gwałtowne dymisje w ZUS.

A prezydent niektórymi swoimi działaniami jakby wpisuje się w plan Platformy. Przypomnijmy choćby niedoszłe spotkanie z Radosławem Sikorskim. Aż trudno uwierzyć, że Michał Kamiński, pokazując faks od ministra – którego wysłanie po godzinie planowanego spotkania rzeczywiście było impertynencją – liczył, że jego oburzenie podzielą dziennikarze. Skąd nadzieja, iż ludzie mediów chcieliby nagle zacząć interpretować cokolwiek na korzyść prezydenta?

Prezydent musi pamiętać, że nie chodzi tu tylko o zasady kohabitacji. Że mamy do czynienia z sytuacją jak ze starych kreskówek, w których jeden z bohaterów dotkliwie gryzie w ogon drugiego, a gdy ten krzyczy wniebogłosy, uśmiecha się niewinnie i, oczywiście, z miłością.„Nie dać się sprowokować” – tym prezydent powinien zaczynać każdy dzień. Wymagać to będzie mocnych nerwów i inteligentnego reagowania. Także dlatego, że konflikt między popularnym dziś Tuskiem a mało lubianym Kaczyńskim politycznie służy premierowi. Można więc się spodziewać kolejnych odcinków okraszonych ciepłym uśmiechem liderów Platformy.

Zakończył się kolejny odcinek sporu między prezydentem i premierem. Lech Kaczyński będzie kierował polską delegacją w Lizbonie podczas uroczystości podpisania traktatu, a Donald Tusk w Brukseli na posiedzeniu Rady Europejskiej. A ponieważ prezydenta w Brukseli nie będzie, nie dojdzie do demonstrowania rywalizacji o to, kto wyznacza kierunek polityki zagranicznej.

Obecność prezydenta niewątpliwie utrudniłaby Tuskowi zaznaczenie, że to on teraz ma głos decydujący w polskiej dyplomacji. Pozostaje mieć nadzieję, że w Lizbonie, gdzie będą obaj, nie będą demonstrować wzajemnej niechęci. Byłoby to z oczywistą szkodą dla Polski.

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości