Palikot – w służbie jego prezydenckiej mości

Kancelaria Prezydenta nie wykorzystała sytuacji, jaką dały oskarżenia Janusza Palikota. A można było się odwołać do syndromu ofiary i zepchnąć Platformę do defensywy – pisze Marek Migalski, politolog z UŚ

Aktualizacja: 14.01.2008 16:59 Publikacja: 14.01.2008 15:26

Janusz Palikot

Janusz Palikot

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Bez względu na to, czy blogowy wpis Janusza Palikota był wybrykiem swawolnego Dyzia, częścią zaplanowanej i orkiestrowanej akcji PO dyskredytowania prezydenta, czy też elementem wewnątrzpartyjnej walki w samej Platformie, jedno wydaje się pewne – lubelski polityk dał okazję prezydentowi do zyskania sympatii i zwiększenia swej popularności w społeczeństwie. Okazję zmarnowaną przez otoczenie głowy państwa.

Jeśli bowiem jego pomówienia są tylko insynuacjami i obrzydliwym plotkarstwem, to osoba Lecha Kaczyńskiego mogłaby się w tym świetle prezentować jako ofiara oszczerczej akcji czołowego polityka partii rządzącej. Im słabsze będzie potępienie Palikota w jego macierzystej formacji, im mniej dotkliwe wewnątrzpartyjne represje, tym bardziej prezydent mógłby się prezentować narodowi jako obiekt obrzydliwej akcji swych politycznych przeciwników, jako osoba pokrzywdzona kalumniami i wstrętnymi sugestiami. A to otwiera dla kancelarii głowy państwa pole do rozpoczęcia ofensywy prezentującej Kaczyńskiego jako ofiarę bezwzględnych machinacji obecnej ekipy rządowej.

Reakcja współpracowników Lecha Kaczyńskiego na blogowy wpis Palikota z posła PO uczyni męczennika wolności słowa, a prezydenta przedstawi jako ponurego satrapę

Taka taktyka pozwoliłaby na eksploatację potężnej broni w politycznym marketingu – kreowania się na ofiarę silniejszych i potężniejszych. Wyborcy, zwłaszcza chyba polscy wyborcy, lubią obdarzać swoją sympatią słabszych, bezbronnych i niesłusznie atakowanych. Ten szlachetny rys w charakterze naszego elektoratu mógłby być skutecznie wykorzystany przez środowisko prezydenta do budowania długofalowej strategii prezentowania Lecha Kaczyńskiego jako ofiary i obiektu bezustannego, frontalnego ataku PO.

Można by już w przyszłości każdy, nawet uzasadniony, spór premiera z głową państwa, np. w polityce zagranicznej, prezentować jako kontynuację polityki dezawuowania prezydenta, zapoczątkowaną przez Palikota. Donald Tusk miałby przez następne trzy lata ogromny problem, by udowodnić, że jego walka z Lechem Kaczyńskim nie jest jedynie bardziej subtelną kontynuacją pomówień lubelskiego posła Platformy. Tym samym przedwczorajszy wpis na blogu Palikota pomagałby obecnemu prezydentowi w reelekcji, a utrudniałby skuteczną walkę o urząd głowy państwa szefowi PO.

Załóżmy jednak na chwilę, że w pomówieniach Palikota jest dużo prawdy i rzeczywiście prezydent ma problem z alkoholem. W takim przypadku należałyby się politykowi Platformy słowa uznania, bo szerzyłby w ten sposób dobro publiczne. Tak, jak narzekaliśmy na ukrywanie przez media skłonności do kieliszka Aleksandra Kwaśniewskiego i ze słusznym potępieniem spotkało się tuszowanie jego pijackich ekscesów w czasach jego prezydentury, tak należałoby przyklasnąć ujawnieniu podobnych skłonności obecnej głowy państwa (gdyby tylko coś takiego było prawdą).

Ale i w tej sytuacji otoczenie prezydenta powinno podziękować lubelskiemu platformersowi, bowiem ujawnienie takiej słabości Lecha Kaczyńskiego… także zwiększałoby jego szanse na reelekcję! Dlaczego? Bo wyborcy nikogo tak nie kochają, jak nawróconego grzesznika. Przykładem polityka, któremu przezwyciężenie własnego alkoholizmu pomogło w zrobieniu kariery państwowej, jest przecież George W. Bush! Taki coming out może być największą bronią w rękach osoby przezwyciężającej swoją słabość.

Oczami wyobraźni widzę jak prezydent w otoczeniu swojej rodziny wygłasza następujące przemówienie: „Drodzy rodacy, należy się wam prawda, a prawdą jest to, że miałem problemy z alkoholem. Nie potrafiłem poradzić sobie z obciążeniami, jakie towarzyszą pracy prezydenta. Na to nałożyły się także problemy rodzinne, nieobce przecież żadnemu z was. Ale właśnie dzięki rodzinie i wam chcę to przezwyciężyć. Polska zasługuje na wspaniałego przywódcę i ja chcę spełnić te marzenia. Proszę was zatem o pomoc i modlitwę. Wierzę, że dzięki wam stanę na wysokości zadania i okażę się godny waszego zaufania i wielkości Polski…..itp.”

Czy po takim spektaklu notowania Lecha Kaczyńskiego wzrosłyby, czy zmalały? Śmiem twierdzić, że znacząco by podskoczyły. Taka rysa na pomnikowym obrazie obecnej głowy państwa czyniłaby ją bardziej ludzką, a to znaczy bardziej sympatyczną. Takim politykom łacniej się ufa i obdarza swoim poparciem.

Oczywiście, rzeczywista słabość prezydenta do alkoholu jest raczej mało prawdopodobna i trafniejsze jest chyba zakwalifikowanie enuncjacji Palikota jako insynuacji, ale reakcja kancelarii głowy państwa okazała się najgorszą z możliwych. Jak często zresztą, wybrano najmniej adekwatną postawę wobec sytuacji awaryjnej – wydano pełen oburzenia komunikat, w którym zapowiadano skierowanie sprawy na drogę sądową. Nie wykorzystano szansy, jaką ta sytuacja dawała prezydentowi do zmiany swojego image’u, do odwołania się do syndromu ofiary, do zmuszenia Platformy, a konkretnie premiera, do potępienia tego ataku na głowę państwa.

Wybrano standardową reakcję, która z Palikota uczyni męczennika wolności słowa, a Lecha Kaczyńskiego przedstawi jako ponurego satrapę, który z czeluści swego pałacu grozi sądami politykom obozu przeciwnika.

Bez względu na to, czy blogowy wpis Janusza Palikota był wybrykiem swawolnego Dyzia, częścią zaplanowanej i orkiestrowanej akcji PO dyskredytowania prezydenta, czy też elementem wewnątrzpartyjnej walki w samej Platformie, jedno wydaje się pewne – lubelski polityk dał okazję prezydentowi do zyskania sympatii i zwiększenia swej popularności w społeczeństwie. Okazję zmarnowaną przez otoczenie głowy państwa.

Jeśli bowiem jego pomówienia są tylko insynuacjami i obrzydliwym plotkarstwem, to osoba Lecha Kaczyńskiego mogłaby się w tym świetle prezentować jako ofiara oszczerczej akcji czołowego polityka partii rządzącej. Im słabsze będzie potępienie Palikota w jego macierzystej formacji, im mniej dotkliwe wewnątrzpartyjne represje, tym bardziej prezydent mógłby się prezentować narodowi jako obiekt obrzydliwej akcji swych politycznych przeciwników, jako osoba pokrzywdzona kalumniami i wstrętnymi sugestiami. A to otwiera dla kancelarii głowy państwa pole do rozpoczęcia ofensywy prezentującej Kaczyńskiego jako ofiarę bezwzględnych machinacji obecnej ekipy rządowej.

Pozostało 80% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości