Niemieckie państwo robotników i chłopów żywiło oficjalną sympatię dla amerykańskich Indian jako ofiar imperializmu. W końcu Niemcy były ojczyzną Karola Maya, najsłynniejszego autora powieści o Dzikim Zachodzie. Oficjalna enerdowska wytwórnia filmowa Defa produkowała od lat 60. liczne westerny kręcone w skalistych plenerach Jugosławii i Rumunii. Kino NRD wykreowało swoje westernowe gwiazdy z Gojko Miticiem, odtwórcą ról szlachetnych Indian, na czele. Prostolinijnych kowbojów grywał z kolei Dean Reed, postępowy Amerykanin, który poprosił o azyl polityczny w NRD i jako piosenkarz został tu wykreowany na "czerwonego Elvisa". Polskim akcentem w tym świecie enerdowskiej mody na Dziki Zachód były wydawane za Odrą powieści naszego pisarza Wiesława Wernica i udział we wschodnioniemieckich westernach aktorów Brunona O'yi (mieszkającego w Polsce Estończyka) i Leona Niemczyka.
Nic dziwnego, że za Odrą w latach 70. i 80. powstawały liczne grupy kultywujące indiański folklor i styl życia. Indiańskim ruchem – jak każdą niekontrolowaną przez władze działalnością – natychmiast zainteresowała się Stasi. Raport z lat 80. wylicza skrupulatnie, że w NRD grupy indiańskie działały w 60 miejscowościach i skupiały tysiące ludzi. Stasi w ramach sprawy operacyjnej "Tomahawk" zaczęła umieszczać w grupach swoich agentów, aby wiedzieć, o czym enerdowscy Indianie rozprawiają w swoich tipi i przy rytualnych ogniskach. Oficjalnie wyznaczonym zadaniem było czuwanie, aby indiańskie życie na terytorium NRD nie kolidowało z interesami państwa.
A było czym się niepokoić. W raporcie z 1988 roku pojawia się informacja o pojawieniu się na obrzeżu poligonu armii sowieckiej obozowiska-komuny miłośników indiańszczyzny z własnym ogródkiem warzywnym i hodowlą zwierząt. Autorzy raportów z niepokojem podkreślali, że Indianie izolują się od socjalistycznej wspólnoty.
Snuto podejrzenia, czy indiańscy przebierańcy nie wchodzą na drogę ekologicznego eskapizmu odrzucającego interesy państwa. Zastanawiano się, jakie drugie dno kryje się za sloganem "Dzicy i wolni", którym ozdobiono jedną z indiańskich wiosek namiotowych. Czujnie wyłapywano też antypaństwowe aluzje w rodzaju: "NRD też jest rezerwatem".
Po lekturze "Socjalistycznych kowbojów" można dodać, że ten rezerwat miał wyjątkowo uważnych strażników.