Rz: Plotka jest coraz częściej stosowana w walce politycznej. Czy to skuteczna broń?
Joanna Gepfert:
W ostatnich latach mamy do czynienia z reaktywacją znaczenia plotki w życiu publicznym. Wchodzi ona w próżnię powstałą po wycofaniu bezpodstawnych oskarżeń z arsenału walki politycznej. Obecne ustawodawstwo jest bowiem surowe dla osób pomawiających. Plotkowanie jest więc metodą pozwalającą na uniknięcie przykrych konsekwencji prawnych. Zachowuje jednocześnie walor skuteczności. Za pomocą plotki można bowiem poważnie zaszkodzić wizerunkowi osoby będącej jej obiektem. Jest to możliwe dlatego, że opinia publiczna ma skłonność do dawania wiary plotkom. Wynika to z zapotrzebowania na negatywne informacje o politykach oraz ogólnej nieufności wobec klasy politycznej. Kiedy już plotka pójdzie w obieg, działa na zasadzie: nieważne, czy ukradł czy jemu ukradli, ważne, że był zamieszany w kradzież.
Na ile rozsiewanie pogłosek jest dziełem nieszkodliwych plotkarzy niskiego szczebla, a na ile specjalistów od czarnego PR?
Dawniej mieliśmy do czynienia głównie z domorosłymi plotkarzami i spontanicznym rozprzestrzenianiem się pogłosek. Obecnie nastąpiła profesjonalizacja wykorzystania plotki w polityce. Jest ona elementem większości partyjnych kampanii marketingowych. Żadna partia oczywiście się do tego nie przyzna.